Nie chciałabyś może zrobić takiego rankingu dla panów z Dream Daddy? Czytałabym.
Iiiii oczywiście BYDĄ SPOJLERY.
Na temat Dream Daddy napisałam już sporo poza normalną recenzją (ponieważ wolałam zrobić wykład o uzdrawiającej funkcji gier), tak więc umówmy się, że zamiast tłumaczyć mechanikę dating sima o gejowych tatach po raz miliard pińcdziesiąty napiszę tylko, iż gra jest ładna, świetnie napisana i ma beznadziejne menu opcji skrojone wyłącznie pod Jutuberów. Naprawdę? Tylko jedna ogólna opcja przewijania? Brak możliwości wyłączenia głosów? Żadnego suwaka do szybkości pojawiania się dialogów? Mamy (wtedy) 2017 rok, największą potrzebą, która narosła w ludziach tłukących w visual novele przez te wszystkie lata jest wytłumianie dźwięków utworów objętych prawami autorskimi. Game dev 101! A najlepsze jest to, że pewnie nigdy tych opcji nie dodadzą, bo... No cóż, powiedzmy, że najprawdopodobniej nikt nie głosował na tę grę w kategorii "Owoc miłości" na Steamie, chyba że ironicznie.
Ufffff, no, już mi lepiej! Nawet nie wiecie co się dzieje, jak taka krytyka zalegnie w krwioobiegu na dłuższy czas i nie wchodzi się w internet, by się z nią podzielić! Przejdźmy więc do beczki miodu: trudny ranking mnie czeka, ponieważ praktycznie każdy tata z Dream Daddy jest wspaniały na swój własny sposób (nie ty, Joseph). I choć przez chwilę biłam się z myślą, czyby nie zrobić samych pierwszych miejsc (i dwóch drugich - och, atmosfera się zagęszcza!), to wkrótce uświadomiłam sobie, że nie, jednak jestem w stanie określić, co podobało mi się bardziej, a co mniej - aczkolwiek jestem zdania, że wszystkie ścieżki w tej grze są dobre, z różnych powodów (tak, twoja też, Joseph). So, without further ado - mój ranking tatów z Dream Daddy!
1. Hugo
Hugo pewnie byłby pierwszym tatem w mojej kolejce do wyrwania, gdyby brat prezentujący mi Dream Daddy nie zakomenderował, że najpierw mam przygotować się na wywiad z wampirem. Ale co się odwlecze, to nie uciecze i przy drugim podejściu rzuciłam się w wir romansu z facetem najbliższym archetypowi kujona (i nawet ma okulary!). Hugo to pierwsza linia rażenia w moich mokrych snach - inteligentny, trochę staroświecki, dystyngowany, odrobinę nieporadny i uważa, że nastki oraz najbardziej pretensjonalna część użytkowników LC nie lubią czytników, gdyż za narkotyzowanie się zapachem papieru nikt ich nie zamknie, a muszą jakoś epatować swoim życiem na krawędzi. Treść? Jaka treść, zapach prasy drukarskiej, te literki wewnątrz to tylko dodatek! Co za mądry facet, mój ci on. Hugo podświadomie zainspirował mnie też do podbicia swoich punktów dojrzałości i odkrywam teraz subtelne piękno zamknięte w camembertach. Jego jedyna wada to fanboyowanie W poszukiwaniu straconego czasu, aczkolwiek może to ukryty przekaz, bym wreszcie przestała męczyć te biedne na więcej niż jeden sposób young adulty i zajęła się normalną literaturą, coby podbić sobie status człowieka dystyngowanego sypiącego z rękawa cytatami z Ulissesa. Poza tym w cudowny sposób łączy subtelność literata z męskością i spontanicznością wrestlera-artysty i ooooo Boże, chyba wiem, co będę robić dziś wieczorem.
2. Damien
Nie spodziewałam się dużo po ścieżce Damiena, ale nie na zasadzie "o Boże, emo-wampir, opcja dla trzynastek", bo mimo wszystko po Dream Daddy spodziewałam się czegoś więcej niż taniej przeróbki wszystkich wyświechtanych motywów z dating simów ever. Ogólnie ścieżki, które już z daleka sugerują, że albo będą w jakiś sposób pokręcone, albo w całości jadą na łatce "dziwaczne w wuj", to nie moja bajka, a co można sobie pomyśleć, patrząc na ten płaszcz, i kamizelkę, i żabot, i falbaniastą koszulę, i na pewno to się tak wszystko nie nazywa, ale jako Polka posiadam rasowy pasyw w postaci wypowiadania się tonem znawcy o rzeczach, o których nie mam zielonego pojęcia, więc nie dacie rady mnie powstrzymać. Ale Damien udowadnia, że nie należy oceniać książki po okładce - albo zapachu, jeśli tylko je wąchacie zamiast czytać - i dorzuca mnóstwo świeżości oraz przede wszystkim rozsądku do swojego zakręconego schematu. Pan Bloodmarch w cudowny sposób łączy totalne geekowstwo ze zdrowym podejściem do życia, a nic mnie tak nie podnieca w fikcyjnej postaci, jak jasny umysł. Jego hobby nie opiera się wyłącznie na zasadzie fajności, a łączy się z wręcz naukową wiedzą na temat rzeczonych zainteresowań, więc mogłabym słuchać godzinami jego wykładów o gorsetach. Poza tym Damien jest najbardziej tolerancyjną rzeczą od czasów tolerancji, nigdy nie ocenia, jest uroczy do granic możliwości i bardzo podoba mi się, że Dadsona w jego ścieżce jawi się jak dziecko, któremu ktoś pokazał coś nowego i wspaniałego, bo takie właśnie wrażenie robią ludzie, którzy mają pasję, którą jarają się jak ten krzak biblijny. Z perspektywy czasu polecam ścieżkę Damiena jako pierwszą do przejścia, ponieważ ładnie nadaje ton całemu Dream Daddy i gdyby to był ranking na najcieplejszy route, to pewnie znalazłaby się na miejscu żadnym, ponieważ nie starczyłoby skali na ten cukierek dla duszy.
3. Robert
Believe it or not, ale od trzeciego miejsca na tym rankingu zaczynają się już mocne przetasowywania i mentalne potyczki z samą sobą. Właściwie to trzy kolejne miejsca można ze sobą swobodnie wymieniać, gdyż każde z nich ma coś, co bardzo mi odpowiada i coś, co... okej, "deklasuje" to za dużo powiedziane, więc zatrzymajmy się na "dobre, ale nie zakochałam się". U Roberta 10/10 jest wygląd - nie wiem, czy ktoś mógłby poszczycić się na tyle złym smakiem, by przegonić to dzieło sztuki z pościeli - oraz humor jego wątku. Ścieżka Robcia to nieustająca kolejka górska, z której wycięto wszystkie przymulające momenty, a zostawiono wyłącznie czystą, niepowstrzymaną euforię. Czarny i cyniczny humor w najlepszej odsłonie, Barwy Biedy: The Game, a do tego jeszcze bardzo fajne zakończenie wyrywające się z kanonu dating simowym endingów oraz przekonujący wątek rodzinny. Co mnie nie porywa w Robercie to czysta kosmetyka - to po prosty nie mój typ. Popełnię sobie tu teraz karygodny błąd polegający na zestawianiu gier z rzeczywistością, ale Robert to facet idealny na jednorazową przygodę. Wspaniałą, zakręconą i zdarzającą się raz w życiu, jednak mimo wszystko przygodę. ... Jestem za nudna na te gry.
4. Mat
Wiecie co, okłamałam was. Teraz sobie przypomniałam, że to przecież Mata wyrywałam w drugiej kolejności, gdyż zwiodły mnie okulary oraz aparycja cool guya i myślałam, że to jest mój ci on. W każdym razie przeszłam jego ścieżkę. Aaaaand, well, that was underwhelming.
Problem z Matem mam taki, że pod względem tego, co sobą reprezentuje, to super gość i pewnie trochę bardziej realistyczna opcja w pochodnej archetypu kujona, jaką masz szansę spotkać w prawdziwym życiu. Jedną na milion, ale zawsze to więcej niż ćwierć na badżilion, którą jest Hugo. ALE JEGO ŚCIEŻKA JEST TAKA ECH. Ona nawet nie jest nudna, ponieważ np. akcja z dragami ("dragami") doprowadziła mnie do cieszenia mordki niemniej niż dowolna scena z Robertem, ale ogólnie brakuje jej takiego jakiegoś DON. Albo UMPF. I choć w swoim pierwszym tekście na temat Dream Daddy chwaliłam oparcie rozkwitającego uczucia na wzajemnym poznawaniu się, a nie wspólnym leczeniu ran po traumie z przeszłości, to mam wrażenie, że u Mata nie do końca to wyszło. Z jednej strony to dobrze współgra z wycofanym charakterem lokalnego kawosza, z drugiej jego problem jest tak subtelnie podany, że w finale praktycznie przechodzi bez echa, przez co cały route wygląda jak składanka ładnych scenek bez jakiegoś konkretnego motywu przewodniego, który by to sensownie scalał. Mat jest rewelacyjnym facetem i ojcem, a jego pin-up powiesiłabym sobie nad łóżkiem w charakterze łapacza snów, ale sama ścieżka przedstawia się trochę mdło na tle innych, co czyni ze mną smutną pandę, bo chciałam go kochać całym sercem. A tak to kocham tylko trzema czwartymi.
5. Brian
Brian uruchamia we mnie fetysze, które nawet nie wiedziałam, że mam. ... No dobra, w sumie zaczęłam podejrzewać po tym, gdy zaczęłam śledzić lore Warcrafta z OGROMNĄ ciekawością w nadziei na jakąś hot shirtless troll action. Bo wiecie, Orki Gdynia i trolololo są bardzo umięśnieni. I ku mojej uciesze często chodzą bez koszuli. Co za wspaniałe uniwersum! Które potem uśmierciło bez powodu swoje najpiękniejsze niebieskie absy i już nie było takie wspaniałe. Znaczy ja w sumie wiem, jaki był powód - żeby uwydatnić inne niebieskie absy, tym razem schowane za gorsetem i już nie takie GLORIOUS, ale wciąż, aczkolwiek to wydarzenie było dla mnie najbardziej smutnym wydarzeniem od momentu, gdy dowiedziałam się, że Utena ma romans z Akio. Tak czy inaczej Brian to kwintesencja ojcostwa umiejętnie łącząca bycie cynamonową bułeczką z poczuciem bezpieczeństwa. Jestem pewna, że przy Brianie nie musiałabym bać się o rachunki, kredyt oraz zatkany zlew, a to grzeje moje jajniki bardziej niż zawrotna fortuna Christiana Greya. Najlepszy kosiarz trawników nie znajduje się wyżej ze względu na to, że w grze, w której każda ścieżka jest dobra, należy wykazać się czymś WOW, a route Briana nie rezonuje we mnie jakoś bardzo. Jeśli miałabym się czegoś czepiać to podobnego problemu co u Mata: wątek rywalizacji jest tak zbombardowany żartami oraz uwagami czynionymi w dobrej wierze, że finałowa scena na diabelskim młynie wydaje się trochę... no, nie chcę pisać "przedramatyzowana", bo jeśli jest słowo, którego Dream Daddy nie zna, to jest to właśnie "przedramatyzowane", aczkolwiek jakby Amanda i Daisy nie powiedziały mi, że Dadsona i Brian mają jakiś problem w swojej relacji, to bym nawet tego nie zauważyła. A teraz chciałabym wiedzieć, jak do cholery wywindować taki wielki wynik w mini-grze z rybami, bo ten achievement niezdobyty w łączeniu kamyczków jest dla mnie jak ujma na honorze.
6. Craig
Plusem tego, że zamiast dozować napięcie jak każdy szanujący się opiniotwórca i jechać z rankingami od końca, to jadę od podium i teraz przez przedłużającą się nieobecność Craiga na liście nie ma tu już nikogo, więc mogę napisać cokolwiek zechcę (myślę, że Markiplier nie czytałby mojego bloga). Do całej reszty osób dwóch, które zostały, by pokiwać z pobłażaniem głową nad moim złym gustem skieruję opinię, iż Craig... Nnnno, nie jest zły, ale według mnie należy do tej samej ligi co wszystkie Kaidany, Culleny i inne opcje ultra-normatywne. Jest przyjaciółką z dzieciństwa, archetypem sportowca i ogólnie basic bitch - przeklęta triada motywów, przed którymi uciekam szybciej niż przed opcjami dziwnymi i - nie wierzę, że to piszę - zamykaniem w klatce. Najlepsze w Craigu są jego córki, ale że to nie z nimi romansujesz, to marna to pociecha. Jego ścieżka to bromance ewoluujący w romance w najlepszym wydaniu, aczkolwiek sam zainteresowany nie ma w moich oczach ani pazura, ani ognia, który dałby mu szanse na miejsce wyższe niż przedostatnie. Na szczęście zawsze pozostaje...
7. Joseph
OJEJ CO ZA ZASKOCZENIE
Jedyny unikalny plus Josepha - bo jego ścieżka jest zabawna jak każda inna - to kontrowersyjność wątku, z której można kręcić niezłe gównoburze na internetowych forach. Poza tym możliwe, że wypowiem się tu za większość fandomu, ale nawet gdyby odjąć niewątpliwą "przyjemność" dobierania się do majtek żonatego mężczyzny, to Józef nie przedstawia sobą nic specjalnie ciekawego. W dzisiejszych czasach, gdy japońskie otome-maniaczki kręci zamykanie w klatkach, każda fanka chce należeć do Akatsuki, a większość fandomu uważa Lighta Yagamiego za najlepszego kandydata na prezydenta, nie potrafię sobie wyobrazić, żeby ktoś rzucił się na route Józefa dla przyjemności, aniżeli chęci odbębnienia wątku. Motyw klechy wiedzionego na pokuszenie trzyma się chyba jeszcze gorzej niż okulary - z ostatnich sławniejszych rzeczy potrafię sobie przypomnieć tylko Sexy Mnicha z Brothers Conflict, co też wchodziło w trochę inne tereny, oraz (Bogusia) Lindo z Dance with Devils, ale to również już bardziej męska odpowiedź na fetysz imouto niż łamanie ślubów w celu zawarcia innych ślubów. Postacie idealne w tak "nudny" sposób jak Joseph też niespecjalnie cieszą się dużą popularnością, o ile nie są przy tym seksowną przewodniczącą szkoły w krótkiej spódniczce, a jego rozterki natury etycznej też wydają się zbyt przyziemne, aby zachwycić fanki tych wszystkich moralnie dyskusyjnych postaci, których teraz na pęczki w chińskich bajkach. Józef jedzie całkowicie na swoim wątku wyróżniającym się na tle innych swoimi założeniami, a że jest to wątek niesprawiedliwy dla gracza, nieszczególnie przyjemny i z dupkiem Józefem grającym pierwsze skrzypce, to serio, gdzie indziej jest jego miejsce jak nie na końcu stawki?
I to już wszyscy tatowie w Dreamdadowie. Podejrzewam, że w kolejnym odcinku pochylimy się nad Coming Out on Top albo tą przeklętą Amnesią, biorąc pod uwagę, ile razy wspomniałam o zamykaniu w klatce. To chyba moja podświadomość chce, bym wypuściła te płonące niczym ogień piekielny uczucia na wolność i opowiedziała, jak miło odbierało się pijane telefony od Ikkiego.
Wszystkie ilustracje pochodzą z Dream Daddy Wiki.
O, jest i ranking. Miło było przeczytać Twoje opinie na temat poszczególnych tatusiów, bo to prawda, że w gruncie rzeczy każda opcja jest fajna. Poza tym, nasze podium wygląda bardzo podobnie (u mnie po prostu ten lestatowy vibe wygrał z okularami i kujonostwem, ale tylko troszeczkę).
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem tego, jak bardzo podobała mi się ścieżka Damiena. O czym nie wspomniałam, a chyba najbardziej mnie urzekło, to świetny kontakt naszego wąpierza z synem. Prawie wszystkie pokazy ojcostwa w tej grze rozgrzewają mi serce (i jajniki), ale ta komitywa między Luckiem a Damianem wygrywa wszystko <3 Nie sami ojcowie są fajni, dzieciaki - zwłaszcza te problematyczne - też świetnie pokazują, że pomimo buntu da się z nimi dogadać. Aż prawie sama mam ochotę mieć dzieci. Prawie.
Usuń