Ciara ogląda: Przeznaczenie. Saga Winx | Odcinek 2


Nowy dzień, nowe przygody w świecie wróżek! Odcinek zaczynamy od próby rozwiązania przynajmniej jednej tajemnicy – mianowicie Farah(gonda) i Silva ruszają zrobić pochwyconemu w poprzednim epizodzie Spalonemu przesłuchanko. W drodze na miejsce pada kilka wspomnień, między innymi w związku z polowaniem sprzed lat. Silva popisuje się liczbą nabitych fragów, choć przyznaje, że solo nie dałby rady, za to co to takiego dla DPS-a jak Dowling. Po krótkim porównaniu pe… eee, umiejętności (olifanty liczą się jako jeden!) nauczyciele docierają do szopy, w której zamknęli Spalonego i tam Farah przechodzi do sondowania umysłu bestii, by uspokoić swoją paranoję co do ich rzeczywistej liczby grasującej w okolicy. Niestety równie dobrze mogłaby przeczytać mój post o poprzednim odcinku, ponieważ nie dowiadujemy się nic więcej ponad znajome flashbacki, może za sprawą ostatniego szczucia stworzenia przez BeaTRIX, a może nie. Sike!
Fabuła przenosi się do apartamentu Winx, gdzie Bloom odkrywa postawę Aishy odnośnie rannego wstawania: sen jest dla słabych, a w ogóle to carpe diem, nie ma takiego użalania się nad sobą. I mean, to całkiem niezła scena, w której Aisha próbuje przeprosić albo przynajmniej naprawić jakoś relacje między sobą a Bloom, ale nie do końca wie jak, więc skupia się na tym problemie, który łatwo (teoretycznie) rozwiązać i co może szybko podnieść ją na duchu – nauka magii. Niestety nasza heroina zdążyła już udowodnić, że jak rozwiązania, to tylko natychmiastowe, więc wy już wiecie, jak owocne są to starania, jednak nim pochylimy się znów nad tą fantastyczną kreacją postaci, pięć minut w tym zakresie otrzyma ktoś inny. No więc zapomniałam, że wątek kompleksów Terry wróci jeszcze tutaj, gdy będzie próbowała się przebrać przed zgrabniejszymi koleżankami i z jednej strony trudno się to ogląda (w sensie „co za marnotrawstwo czasu antenowego”), z drugiej normalizuje sporo rzeczy w zwykłym dziewczęcym życiu i może tego niepodszytego perfekcją, kwiatkami i jednorożcami ujęcia kobiecości potrzebujemy. I tak Aisha jak gdyby nigdy nic załatwia się przy Terrze (bo drużyna pływacka uczy różnych rzeczy), Terra narzeka, że stanik ją uwiera i potrzebuje innego (co jest kłamstwem, bo po prostu nie chce przebierać się przy koleżance, but still, pojawia się), no i oczywiście wspomniany już kompleks na punkcie wyglądu. I tu może ktoś z was zakrzyknie „Ciaro, ale gdy Heavy Rain pokazywało nam Madison na kibelku, to bulwersowałaś się wniebogłosy, w czym sikanie Aishy jest lepsze od sikania Madison”!? Cóż, drogi nieistniejący czytelniku, który nigdy o to nie zapytałeś, Heavy Rain zostało napisane przez Davida Cage’a tworzącego gry w taki sposób, że poznamy jego gust co do kobiet i fetyszów, choćbyśmy bardzo nie chcieli, a Saga Winx wprowadza takie sceny, ponieważ jest tytułem młodzieżowym, który chce (a przynajmniej próbuje) kreować konkretną wizję świata dla konkretnej widowni. I w tymże świecie to normalne, gdy dziewczyny sikają w towarzystwie. Ponieważ to się zdarza. A kontekst ma znaczenie. … W każdym razie! Fabularnie dowiadujemy się rzeczy dwóch: moce Musy nie pozwalają jej wykrywać niezawodnie, gdy ktoś kłamie. Tu przydałoby się jakieś wyjaśnienie, ponieważ w zależności od umiejętności rozmówcy, niektórzy się denerwują łżąc, a niektórzy nie i to już pewnie dziewczyna wyczuwa, ale dostajemy tylko ten suchy fakt i weź tu handluj z tym. A druga rzecz – Stella przespała całą noc ze Skyem! ŁOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO--- no dobra, w sumie to już to wiedziałyśmy. Arystokratka wraca jednak akurat na poranny meeting oraz krótką walkę kocic między nią, Aishą i Musą. Stella mianowicie po szybkim upewnieniu się, że Bloom żyje, przechodzi do tematu, który interesuje ją najbardziej, czyli GDZIE JEST DO CHOLERY PIERŚCIEŃ SOLARII.

Musa: Geez, wyluzuj, księżniczko.
Stella: Nie będę niczego luzować i nie używaj mojego tytułu jako obelgi.
Bloom: OMG, jesteś księżniczką?! uWu

Teoretycznie mogłabym potraktować ten dialog jako leniwy world-building, ale z drugiej strony doceniam go za to, że konsekwentnie wspiera moją opinię na temat Bloom jako wróżce-tępuszce. 


Stella z rosnąca agitacją tłumaczy, że a i owszem, jej mama to królowa i jak się dowie, że zaginął jeden z drogocennych klejnotów, to na szlabanie do trzydziestki się nie skończy. Aisha na to atakuje logiką twierdząc, że gdyby dwa samotne neurony w jej pustej głowie się akurat nie przepaliły, to może nie pożyczałaby go bezbronnej dziewczynie i nie wystawiałaby jej wilkom na pożarcie. Zdrowy rozsądek nie udziela się jednak największej poszkodowanej, czyli Bloom, która w przypływie jakiejś dziwnej potrzeby odkupienia win (jej chyba naprawdę zależy na tej… „przyjaźni”), deklaruje chęć pójścia całą grupą do Dowling i wyjaśnienia sprawy. Stella na to stwierdza, że nie ma takiego team spirit i ona już se sama poradzi, reszta niech tylko siedzi cicho i nie przeszkadza. W sumie jestem pod wrażeniem takiego obrotu sprawy, ponieważ sądziłam, że w typowym zwrocie akcji to owszem, księżniczka Solarii będzie się wręcz domagać, by Bloom naprawiła, co spieprzyła (jej zdaniem). Za to dostajemy tu mały przebłysk tego, że Stella to jednak nie jest arystokracja, która siedzi na tronie z założonymi rękami i gdy trzeba, to przejmuje inicjatywę. Oczywiście możemy się tu kłócić, jak dalece dziewczyna chce tym uspokoić swoje poczucie winy albo po prostu wybiera mniejsze zło, bo większe to pozwolić Bloom narobić jej więcej problemów, aczkolwiek scena swoim wygraniem nie zdaje się sugerować żadnej z tych wersji. Przynajmniej na razie, bo potem to wy już zobaczycie co. Po rozwiązaniu tego konfliktu przenosimy się dosłownie na chwilkę do BeaTRIX i jej prób podlizania się Dowling, ale trzeba by być ślepym albo mieć napisane w scenariuszu, że masz nie zwracać na to uwagi, bo dobrze widać, iż przyszła powęszyć. Po tej fantastycznej scenie, w której możemy popodziwiać piękną szminkę okręgowej bad girl, wreszcie stajemy się świadkami pierwszej lekcji magii. Dowling zabiera uczniów do Kamiennego Kręgu, trochę uboższej wersji sławnego Stonehenge – wzorem druidyzmu obecność w tym miejscu potęguje moce magiczne. Pierwsze zadanie polega na przywołaniu i utrzymaniu w ryzach małej porcji wrodzonego żywiołu nad misą umieszczoną w centrum. Przy tej okazji dostajemy trochę foreshadowingu odnośnie tego, w którą stronę mogą ewoluować moce dziewczyn. Magia ziemi to kontrola nad glebą, piaskiem, roślinami i skałami; woda poza oczywistymi zbiornikami i źródłami może odnosić się do składu ludzkiego ciała (and that’s OP); panowanie nad umysłem poszerza się o myśli, wspomnienia i sny. Powietrze BeaTRIX też wydaje się pełne potencjału, ponieważ Dowling jako jego atrybuty wymienia prędkość, dźwięk, temperaturę i elektryczność. Przychodzi kolej Bloom i bez zaskoczenia nie udaje jej się przywołać swojego żywiołu – skupienie na uczuciach kończy się wielkim niczym.

Dowling: Przestań myśleć. Magia bierze się z…
Bloom: Emocji, tak, wiem. Wiem, co mam robić.


No chyba niekoniecznie! W sumie zastanawiam się, czy mój olewczy stosunek do bolączek naszej heroiny wynika bardziej ze sposobu jej rozpisania, czy tego, że wątek z brakiem kontroli nad emocjami niespecjalnie pasuje do konwencji Sagi Winx niby to celującej w fantasy, ale ostatecznie będącej młodzieżówką w magicznym kostiumie. Bo okej, dostajemy te wszystkie informacje, że Bloom to Odmieniec, tak naprawdę należy do rasy nie wiadomo jakiej, ma beznadziejne relacje z rodzicami, ale pomimo tych jasno zatelegrafowanych fabułek, jej problemy przywodzą na myśl raczej nerwicę oraz trudność w zachowaniu skupienia. Jest mi naprawdę trudno uwierzyć tutaj w jakieś głębsze podłoże fabularne i ciąg przyczynowo-skutkowy, bo po prostu nie czuję tych emocji w Bloom i serio, widzę tylko laskę, która musi mieć wszystko na już, wszystko wie lepiej i nie ma czasu ani pomyśleć, ani tym bardziej wsłuchać się w siebie. W końcu dziewczyna kapituluje – Dowling pociesza ją, że to dopiero pierwszy dzień i nie od razu Rzym zbudowano. Bloom co prawda nie wspomina, że Elsa od razu potrafiła postawić sobie wymyślne zamczysko, ale za to stwierdza, że to dobry czas na wydarcie z dyrektorki pewnych odpowiedzi. Dowling z zaskoczeniem przyznaje, iż owszem, wiedziała o prawdziwym pochodzeniu wróżki – nie chciała jej mówić ze względu na wystarczający bagaż traum dla głównej bohaterki na początek. W populistycznej próbie zatelegrafowania, jacy to dorośli są głupi i niedobrzy, Bloom kwituje, że zostawiła możliwość powiedzenia jej prawdy uczniom ze szkoły, no bo przecież dzieci na pewno zrobią to delikatnie i subtelnie, i wiesz co, Bloom, spadaj na drzewo. Gdybyś nie zgrywała kozaka w lesie (za co powinnaś dostać kozę, tak btw, i nie możesz się wymigać, bo sama się przyznałaś ty niedorobiona Ślizgonko), to Aisha nie miałaby żadnych podstaw, by ci o tym mówić, a i tak zrobiła to w najdelikatniejszy sposób jaki się dało. I mean, ciebie nikt nie nazwał szlamą, więc daruj sobie te nieudolne guilt tripy, nie wsadziłaś wystarczająco punktów w Charyzmę, aby to przeszło w twoim wydaniu. Dowling przyznaje co prawda, że mogła rozegrać sprawę lepiej, jednocześnie nie wie też, gdzie są prawdziwi rodzice Bloom, więc na tę chwilę każe jej skupić się na rozwijaniu umiejętności, aby przynajmniej to jedno ogarnęła, bo potem niektóre rzeczy przyjdą łatwiej (np. szukanie rodziców). Znaczy, Farah nie mówi tego dosłownie, ale taki jest przekaz, który do Bloom oczywiście nie dociera, więc ruda z fochem wraca do szkoły. My z kolei kierujemy się do Czerwoneeee… erm, Sali Specjalistów, a tam super dialogi.

Sky: Mógłbyś być fiutem tak o połowę mniej?
Riven: Ale wtedy byłbym o połowę mniej fajny.

Łatwiej byłoby mi bronić tego serialu, gdyby Riven w nim nie występował, przysięgam.

Sky: Nie pamiętasz swojego pierwszego roku? Skręcona kostka i podbite oczy na dzień dobry.
Riven: Zwalić ci konia za tamtą pomoc czy co?

A może to ten yaoi wąteeee—eee, nawet ja nie chcę iść w tę stronę, way too cringy.
Chłopaki oglądają trening Dane’a, do którego z kolei na telefon dobija się Terra. W trakcie ich fantastycznej wymiany zdań z daleka nadchodzi inny potencjalny wątek romantyczny w postaci Stelli, na której widok Sky rusza się dowiedzieć, czy to spotkanie prowadzi do jakiegoś całuśnego CG. Riven tymczasem wybiera ścieżkę Dane’a, a robi to w sposób iście romantyczny, oskarżając chłopaka o stalkowanie na Insta. Dane kryguje się, że nieeee, a Riven na to, że chyba taaaak i proponuje mu wzięcie go pod swoje skrzydła. W międzyczasie Sky doznaje zawodu, ponieważ Stella przybyła z interesem i próbuje wypytać swojego nie-chłopaka o miejsce pobytu Spalonego, bo najwyraźniej taki ma plan na odzyskanie pierścionka. Chłopak stwierdza, że łatwiej byłoby powiedzieć Dowling o wszystkim, na co księżniczka przypomina o przysiędze lojalności między dyrektorką a królową Solarii, co znaczy… nie do końca rozumiem co, ale też serial nie do końca chce nam się przyznać, rozpisując kolejny dialog na grę w zaimki. Stella zmywa się na widok Silvy (jednocześnie udając, że przyszła do Skya po ściągi z run celtyckich, więc mają tu taki przedmiot! World-building!) i w sumie słusznie, bo tym sposobem nie musi wysłuchiwać jego dziwnych poglądów na temat związków.

Sky: Wcale nie jest taka zła.
Silva: Jest znajoma, a to wygodne. Ale rozwijamy się tylko wtedy, gdy wyjdziemy ze swej strefy komfortu.

… Co? Czy Silva shipuje BloomxSky i daje tym do zrozumienia, że blondyn powinien uderzać do dzikiej Ślizgonki, bo jej nie zna i każda interakcja z nią to udręka, a to może przynieść owoce… jakieś tam? Ja wiem, to mega daleko idący wniosek, ale po tej kwestii da się wyciągnąć tylko daleko idące wnioski. No więc dostajemy ekspozycję – Silva wychowywał Skya w zastępstwie ojca i co jest fajne w tej wymianie (i późniejszych też), że nauczyciel co prawda ma mnóstwo szacunku dla swojego zmarłego przyjaciela, ale też nie próbuje sprzedawać przybranemu synowi wyidealizowanej wersji biologicznego taty. Co jest za to takie sobie w tej relacji, to że Silva niestety w pierwszej kolejności zawsze odgrywa rolę wychowawcy Skya i rzadko kiedy odczujemy tę bliskość między nimi. Z drugiej strony można tu docenić sposób, w jaki Saul mentoruje swemu podopiecznemu, bo ich rozmowy o honorowych sprawach ładnie wypadają, gdy weźmiemy pod uwagę, że Silva dokładał wszelkich starań, by wyłożyć młodemu poprawny system wartości, jednocześnie nie zahaczając o toksyczną męskość. Po prostu jak na relację, która trwała od wczesnych lat dziecięcych Skya i która sprzedawana jest nam jako bliska, brakuje tu ciepłych scenek, choć to też może być głównie problem pacingu i czasu antenowego. 


W międzyczasie swój happy family moment ma też Bloom dzwoniąca do mamy. To z kolei jest taka typowa relacja, która rozwija skrzydła, gdy obie panie nie muszą spędzać czasu zamknięte pod jednym dachem. Zwłaszcza że rozłąka pozwala im znaleźć wspólne… „zainteresowania”.

Matka: A jak tam współlokatorka?
Bloom: Idealna. Sportsmenka ambitna aż do przesady.
Matka: I musisz spędzać z nią tyle czasu?

Uwielbiam te główne bohaterki pozytywne, są takie inspirujące.
Bloom marudzi jaka to Aisha jest męcząca, bo śmie się nią interesować i – le gasp! – oferować pomoc nieproszona, po czym mama żegna się z córką, puszczając jej kilka komplementów, które nigdy nie przeszłyby jej przez gardło, gdyby akurat krzyczała przez zamknięte drzwi pokoju swej latorośli. Tymczasem Rivena na treningu odwiedza BeaTRIX, aby popisać się godzinami spędzonymi na przeglądaniu TV Tropes.

BeaTRIX: Słyszałam, że jesteś bad boyem, czyli idealną osobą do wbicia się do gabinetu Dowling.
Riven: A miałbym ci w tym pomóc, ponieważ…?
BeaTRIX: Bo ty jesteś facetem, a ja jestem super laską. Dobrze oceniłam głębię twojego charakteru?

I mean… She has a point there.
Jak wspominałam, obecność BeaTRIX, gdy akurat nie doprowadza mnie do chęci zapoznania twarzy ze stołem, dostarcza mi mnóstwo radości. Riven udaje, że się zastanawia, więc BeaTRIX nawet nie czeka na odpowiedź, mentalnie wpisując do swojego kalendarzyka najbliższą datę wbijania do pani dyrektor na konsultacje… bez jej obecności. Przenosimy się do szkolnej stołówki, gdzie Aisha i Musa komentują lekcje w kręgu. Magia Musy działa ZAWSZE, przez co przebywanie w zatłoczonych miejscach to katorga. Dziewczyna daje mały popis swoich umiejętności koleżance, aż dochodzi do przypadkowego chłopaka i aż widzimy te motyle wylatujące z uszu empatki. O tym wątku porozmawiamy sobie więcej, gdy do niego dojdziemy, bo na razie cała sprawa staje na rozbawionym spojrzeniu Aishy i zamieceniu jej (sprawy, nie Aishy – chociaż Musa może akurat by tego chciała :D) pod dywan. Dziewczyny dosiadają się do Bloom i Terry, a tam po raz kolejny Aisha próbuje poddać jakiś sensowny pomysł na rozwiązanie problemów ognistej wróżki, ale nope, ważniejsze jest użalanie się nad sobą, bo cała szkoła wie, a przynajmniej Bloom się wydaje, że kogoś to interesuje. Serial będzie jeszcze próbował zrobić z tej rewelacji wielkie halo, ale wierzcie mi, naprawdę na nikim nie zrobi to wrażenia. Przed fochami rudej ratują nas Stella i Sky, którzy wbijają na stolik z mapą Alfei, aby wyłożyć dziewczynom swój pomysł na instancję i odzyskanie Wielkiego Pierścienia Solarii, +15 do Zręczności. Terra na widok znajomego terenu zaczyna opowiadać mega interesującą historię stojącą w rozkroku pomiędzy „poszłam rano po bułki” a „piękną mamy dziś pogodę”, co niecnie wykorzystuje Sky, aby w międzyczasie podbić lovometr z Bloom.

Sky: Stella powiedziała mi, co się stało. Wszystko w porządku? Jesteś cała?
Bloom: A jak myślisz?

*grooooooan*
Chociaż Stella przywołuje do siebie Skya z zazdrości, to ja jednak wolę myśleć, że wolała przerwać mu tę jednostronną serenadę, ponieważ każdy widzi, jak bardzo donikąd to zmierza. Grupa ustala, gdzie najprawdopodobniej przetrzymywany jest Spalony, na co Solarianka stwierdza, że skoro strategia ustalona, to idziemy expić. Te z Winksówien, które mają trochę więcej oleju w głowie, słusznie krygują się na dźwięk słowa „my” (aha, więc jednak nie cała inicjatywa została przejęta przez Panią Królewnę!), ale Bloom ciągnąca na dno poziom IQ drużyny pyta, kiedy zbierają party, no bo wiecie, ona musi pokazać Skyowi, jaka to jest fajna i odważna, i o Boże, mogłabyś może z nim porozmawiać jak człowiek, żeby wiedział, że ci zależy? Nie? Okej. Aisha próbuje poprawić rzut na Inteligencję i ustawić współlokatorkę do pionu, przypominając jej wyniki w uprawianiu magii (czyli żadne), na co Stella ucina konwersację, bo przecież oj tam, oj tam, jakoś to będzie. Terra podchwyca pomysł w tej propozycji przynależenia do czegoś i oferuje sporządzenie Zanbaqu, specjalnego preparatu, który uspokaja w jakiś sposób Spalonych, w zamian za co otrzymuje uśmiechnięte słoneczko od Stelli (zabawna gra słów). Jakby co, to ta umiejętność nie pojawia się znikąd – tata Terry to pani Sprout tego uniwersum, a córka regularnie pomaga mu w szklarni, dlatego wie, jak to robić. Stella dziękuje też Bloom za wzięcie odpowiedzialności i tu sarkazm można kroić nożem, więc nawet nasza heroina wyczuwa, że dała się zrobić w bambuko na małe bramki i zmyka ze stołówki przemyśleć swoje decyzje życiowe. Za nią podąża Sky, który z jakiegoś powodu dalej próbuje i mówi jej, że nie musi robić, co każe jej Stella. Bloom jednak z zacięciem osła stwierdza, że chce brnąć w to peer pressure i na tym pagórku umrzeć, this is the way. 


Sky: Dwie silne osobowości, rozumiem.
Bloom: O, to chyba twój typ.

Po pierwsze – nie. A po drugie – shit taste confirmed.
Rozmowa przestaje się kleić, gdy Sky uświadamia sobie, że został wywołany do tablicy, więc zaczyna się tłumaczyć odnośnie swojego nie-związku ze Stellą. Opowiada o zerwaniu i jak to nie chce, aby Bloom myślała o nim jako o „tym chłopaku” (cokolwiek to oznacza). Ognista wróżka uspokaja go z właściwą sobie subtelnością – poznali się wczoraj, więc nic o nim nie myśli (a zawód na twarzy Skya jest legendarny, mówię wam). Podczas gdy Bloom niszczy marzenia zakochanego chłopca, swoje spełnia BeaTRIX, buszując wraz ze swym minionem-Rivenem po gabinecie dyrektorki. W oparach cringowych dialogów szuka jakiegoś tajemnego przejścia, co do którego jest przekonana, że istnieje. Riven z kolei traci kilka punktów bad boya przyznając, że pali trawkę przez e-papierosa (którego Dowling skonfiskowała w zeszłym roku), słowem – nic się nie wydarzyło, karawana jedzie dalej. Także dla Musy, która ponownie wyczuwa tajemniczego chłopaka i tym razem dziewczyna nawet decyduje się chwycić byka z rogi, but alas – ten dosłownie znika za węgłem. Niestety rozwiązanie tej tajemnicy musi poczekać, bo oto czas na kolejne zajęcia pozalekcyjne Bloom, która ze swoim nieodłącznym notatniczkiem pełnym zapisków bezsensownych (czysty umysł = kontrola emocji + silniejsza magia, like, serio, dziewczyno, spróbuj dla odmiany o tym pomyśleć, zamiast tylko pisać), rusza okiełznać niesforną magiczną misę. Te desperackie próby przerywa Stella, która w pierwszej kolejności jako milionowa osoba z obsady mówi Bloom, że magia to nie równanie różniczkowe.

Bloom: Wiem, liczą się pozytywne myśli. Zapisałam ich całą stronę.
Stella: Co? Napisałaś wszystko, co lubisz? Co tam jest – ulubiony smak lodów? Wydry trzymające się za ręce?

To… dość konkretny przykład, Stello. Czy chcesz nam coś powiedzieć?
Drugi powód pojawienia się Solarianki przy kręgu to przedstawienie nowego pomysłu na przyjaźń z młodszą koleżanką – mianowicie zaczyna obrzucać ją inwektywami. Gdy zahacza o wciąż palący (ha!) problem Odmieńca i adopcję Bloom, ognistej wróżce wreszcie udaje się wzniecić pokaźny płomień w naczyniu. Stella tłumaczy, że jasne, pewnie, może próbować czerpać z emocji pozytywnych, ale równie dobrze (i szybciej) osiągnie efekty, sięgając po ciemną stronę mocy i dawać się pochłonąć przez gniew. Ta wymiana to foreshadowing dla jednego z przyszłych wątków, a także całkiem ciekawa gra na relacji tego duetu w kreskówce, aczkolwiek z tego, co pamiętam, tego też nie ma dużo w tym sezonie (a szkoda). Przyznam też, że ta scena robi na mnie większe wrażenie po obejrzeniu całości i z tą wiedzą zachowanie Stelli sugeruje coś więcej ponad manipulację naiwnej współlokatorki. Jednak to jeszcze za wcześnie, by stwierdzić, czy ponowny seans jednoznacznie wyciąga tę postać z limba sztampowej charakteryzacji – przekonamy się potem. 

W międzyczasie po długiej nieobecności wracamy do Dowling i Silvy komentujących wynik przesłuchania Spalonego. Jak pamiętamy, Farze nie udało się uzyskać żadnych odpowiedzi, więc jej kolega po fachu sugeruje oddanie potwora w ręce królowej Solarii, która posiada więcej czasu i… „narzędzi” na tego typu zabawy. Dyrektorka unosi się honorem, bo to JEJ szkoła, Saul jednak nalega, by dla bezpieczeństwa uczniów (bo zawsze znajdą się jacyś Harry, Hermiona i Ron) zrobić wszystko jak należy. Farah ostatecznie się zgadza i Specjaliści organizują transport. Jeżeli oczekujecie jakichś super latających maszyn albo coś, to możecie już przestać – brak pomysłu na świat przedstawiony widać głównie w misjach wojowniczej części Alfei, więc scena wygląda tak, że trzy czarne jeepy jadą do lasu po potwora. Właściwie cała tutejsza Czerwona Fontanna to trochę siłownia na świeżym powietrzu, „zbroje” Specjalistów wydają się mocno zainspirowane projektami ostatnich „silnych bohaterek” w grach akcji (czyli koszula na ramiączkach albo bezrękawnik i paski na broń), a „fantasy” ogranicza się do okazyjnego miecza. Słowem – nic ciekawego. Wróćmy jednak do fabuły, gdyż Silva zatrzymuje konwój po ujrzeniu między drzewami podejrzanej sylwetki. Ta szybko znika, więc mężczyzna chce wrócić do pojazdu, ale złowróżbne warknięcie w trybie natychmiastowym każe mu przemyśleć tę decyzję jeszcze raz. Jak rozwinie się ta pełna suspensu sytuacja, dowiemy się za chwilę, ponieważ najpierw musimy wrócić do głównych bohaterek. Nadchodzi nowy dzień, którego Bloom ponownie nie chce chwytać za rogi w odróżnieniu od Aishy. Odkrywamy dodatkową funkcję zapisków rudej – mianowicie pozwalają reszcie obsady dowiedzieć się, co się dzieje i wprowadzić nowe wątki. Wodna wróżka czyta rozwalony na blacie (i otwarty) notatnik Bloom, w którym czarno na białym napisano UŻYJ GNIEWU i czy Stella ma rację? Zaniepokojona współlokatorka obgaduje swoje wątpliwości z Musą. Ta pyta Aishy, czemu jej tak zależy na przyjaźni z rudą i wow, ja też chciałabym wiedzieć! Dziewczyna stwierdza beztrosko, że współlokatorki powinny się przyjaźnić i to jest tak pełne wiary w status quo i najzwyklejszą ludzką życzliwość, że chciałabym napisać petycję o wywalenie Bloom z pokoju, proszę. Aisha odbija piłeczkę, pytając, jak tam polowanie na czerwony paździer… eeee, zieloną kurtkę, bo tak dziewczyny identyfikują absztyfikanta Musy. Ta mówi, że to dziwne, bo za każdym razem, gdy go czuje, ten rozpływa się w powietrzu. Na szczęście dłużej nie będziemy czekać na rozwiązanie tej tajemnicy, gdyż zielona kurtka okazuje się tutejszą wersją Kitty Pryde i materializuje się w pomieszczeniu poprzez przejście przez ścianę tuż za plecami Musy.

Musa: Nie jestem płytka, ale powiedz mi – jest przystojny?
Aisha: *z miną pod tytułem „sama się przekonaj* No hej, jak masz na imię?
Musa: SHAME ON YOU SHAME ON YOUR COW

W cudownym popisie wingwomanowania Aisha mówi Samowi (bo tak zowie się flama koleżanki), że Musa go stalkuje, na co chłopak stwierdza, że super, wpadł oko najlepszemu lachonowi serialu i on nie będzie narzekał. Przyjaciółka, na którą Bloom zdecydowanie nie zasługuje, zmyka z otoczenia, by pozwolić miłości kwitnąć wokół nas, a w międzyczasie przenosimy się do konkurencyjnej pary w postaci Terry i Dane’a, tutaj niestety bez happy endu. Para dobrze się dogaduje, grzecznie oddając się destylowaniu Zanbaqu w szklarni, i widać po dziewczynie, że mocno idzie w flirt, but alas, serial już nam zakomunikował, że nic z tego nie wyjdzie, ale Terra jeszcze tego nie wie. Poza tym do Dane’a agresywnie esemesuje Riven z pytaniami, czy właśnie hoduje kwiatki z koleżanką, zamiast oddawać się bardziej męskim zajęciom jak na przykład paleniu trawy lub wbijaniu się dyrektorce do gabinetu. I chyba mu się udziela, bo decyduje się boleśnie przypomnieć nam, że to serial mŁoDzIeŻoWy:

Dane: I co ty tu hodujesz całe dnie, że to takie zajmujące? Czekaj… Marychę, tak?

Tak, Dane. Właśnie to.
Tak jak w przypadku Bloom, i tutaj peer pressure działa jak ta lala, ponieważ wystarczy kilka messengerowych docinek, by Dane zdezerterował z miłej posiadówy z koleżanką i poszedł robić nie wiadomo co. Kamera przenosi się do pokoju Rivena, w którym gościnnie przesiaduje jego nowa najlepsza przyjaciółka BeaTRIX. Najlepszy bad boy we wsi popisuje się przed nią swoim niesamowitym skillem w zaczepianiu Bogu ducha winnych ludzi.

BeaTRIX: Homofobiczny atak w formie gifa. Normalnie intelektualny szczyt.

I mean, jakbyście czasem nie mieli oczu i nie wiedzieli, dokąd to zmierza. Z drugiej jednak strony widać, że scenarzyści nie do końca chcieli wchodzić w tę uncanny valley – właściwie nigdy homoseksualizm Dane’a nie zostanie przedstawiony w… właściwie jakikolwiek sposób, więc ogranicza się do mocno dziwnej i nie do końca jasnej fascynacji Rivenem (zobaczycie potem), a i sam Riven nie będzie otwarcie młodszego kolegi prześladował ze względu na jego orientację, choć serial uda, że tak właśnie było. Wydaje mi się, że zabrakło twórcom jaj, by wejść do tej rzeki, ale jednocześnie chcieli odhaczyć ten wątek na woke bingo, bo wiecie, serial młodzieżowy o aktualnych problemach nastolatków. Chociaż może źle pamiętam i w następnych odcinkach okaże się, że historia Dane’a nie jest tak kulawa, zobaczymy. 



Riven: Nie sądzę, aby był w pełni gejem. Pewnie w większości, ale mam to gdzieś.

Och, to dlatego tego nie rozwijają. Sami nie wiedzą.
Ale to nie koniec ciekawych dialogów, ponieważ do pokoju wchodzi Sky i jego wewnętrzna walka odnośnie tego, co zniesmacza go bardziej: obecność BeaTRIX czy palenie trawy we wczesnych godzinach popołudniowych. Riven mówi, że nie ma się czego bać, bo Silva pojechał spotkać się z solaryjskim oddziałem (czy tam tylko jedna osoba zajmuje się pilnowaniem akademików?), niech zapyta Stelli.

BeaTRIX: Chodzisz z księżniczką? Wow. Jak to jest uprawiać seks z kimś, kto wygląda prawie tak samo jak ty? No chyba że to cię właśnie kręci.

BO ONA JEST BLONDYNKĄ I TY JESTEŚ BLONDYNEM GET IT
Riven w przypływie sympatii do Spalonego (kompleksy, bratnia dusza, cokolwiek?) zdradza nam, że więzienie Solarii to nie przelewki i w sumie to już po potworze. BeaTRIX zmywa się do biblioteki, po czym Sky, ten hipokryta, suszy współlokatorowi głowę za sprowadzanie dziewczyn do pokoju. Akcja przenosi się do innego akademika, a tam Aisha znowu próbująca.

Aisha: Nie powinnaś trenować ze Stellą.
Bloom: Przepraszam bardzo, a skąd ty wiesz takie rzeczy, że się dzieją?
Aisha: Czytałam w twoim notatniku.
Bloom: JAK—
Aisha: Tym samym, który wiecznie muszą czytać widzowie nawet jak nie chcą i umierać wewnętrznie na widok tych banałów.
Bloom: >.<

Ja bym już przestała, serio.
Zaraz wpada Stella z wiadomością, że Spalony niedługo rusza do Solarii i królowa może czasem osobiście odebrać swój pierścień, więc trzeba się zbierać. Aisha po raz kolejny próbuje zasugerować durnowatość tego planu, no ale ja wiem i wy wiecie, z kim przyszło jej pracować, więc biedna nie doczekuje się nawet odpowiedzi. Meanwhile, thousand and thousand miles away, Musa prowadzi romanticzne spotkanie ze swoją nową flamą. Sam próbuje dociec, jak brzmi w umyśle dziewczyny, gdy się pojawia.

Sam: Jak Enya? Powiedz, że tak.
Musa: Nawet jej nie znam.
Sam: Udam, że tego nie słyszałem.

No właśnie, jak można nie znać Enyi, mój tata słuchał jej, gdy byłam mała—ooooo, no tak, przecież jestem starą dupą. Jakbyście mnie zapytali, które Despacito jest aktualnie popularne, to bym nie odpowiedziała, bo teraz to już nawet z centrum handlowym zawsze mam własną muzykę w uszach. I tak śmiercią naturalną poległa moja pogoń za trendami.
Musa mówi, że Sam brzmi jak „brak chaosu” (nie parafrazuje) i pali takiego buraka, jak gdyby powiedziała mu, do której nie będzie dziś rodziców w domu (do późna). Następnie wypytuje go o jego magię i well, no jest tutejszą Kitty Pryde, naprawdę nie da się na ten temat więcej powiedzieć.

Sam: Nie powinienem przechodzić przez ściany na terenie szkoły, ale dzięki temu oszczędzam całe trzy minuty między lekcjami.

… Teraz jestem zazdrosna.
Terra wysyła Musie SOS, ponieważ najwyraźniej ona też już wie o rozpoczęciu wielkiej akcji odbijania pierścienia Stelli. O wilku mowa – przenosimy się do trio blondyny, Bloom i Aishy, a tam przyjazne konwersacje.

Aisha: I jaki masz plan, wojskowa Barbie? 


Uuuuu, shots have been fired.
Stella pyta Bloom, czy wysyłała Aishy invite do party, bo ona sobie tego nie przypomina, a nie zamierza dzielić się expem z marudą. Reprezentacja Andros w tej wspaniałej instancji tłumaczy dziewczynom, że ich team w obecnym składzie to debuffer i DPS bez D w nazwie, więc tak jakby jej potrzebują, by mieć jakąkolwiek szansę chociaż smyrnąć Spalonego po plecach. Stella tradycyjnie nie widzi nic złego w ich line-upie, w końcu naprawiła koleżankę i teraz na pełnym wkurwie śmiga fireballami jak ta lala. Aisha ponownie bez skutku próbuje wlać trochę oleju do tych pustych głów, na co Bloom pyta, czy mama i tata mogliby przestać się kłócić, mają zadanie do wykonania. Na ten miły czas wpadają Musa i Terra pełniąca rolę przewodnika wycieczki, więc dziewczyny ruszają do stodoły. Na miejscu Stella wpada w histerię – spóźniły się, a Spalony został już przeniesiony. Ale czy na pewno? Musa zaczyna odczuwać nieznane emocje. Okazuje się, że to ból i cierpienie oddziału Silvy, malowniczo wybitego przez potwora, która najwyraźniej zbiegł nim Specjaliści zdążyli zapakować go w konwój. Terra przejmuje dowództwo – ona i Musa pomogą nauczycielowi, który jako jedyny jeszcze dycha. Czym ma się zająć reszta grupy? Cóż, dawno fabuła nie kręciła się wokół Bloom, więc Aisha i Stella otrzymują super zadanie poszukania swego niesfornego dziecka, które zaczęło słyszeć głosy i stwierdziło, że to świetny pomysł zbadać je, gdy praktycznie nie potrafi czarować. Silva na widok dziewczyn zakazuje się do siebie zbliżać – Spaleni poprzez zadawane obrażenia nakładają infekcję, która powoduje u ofiary niewyobrażalny ból i utratę panowania nad sobą. To jest pierwszy moment, w którym widać, że Terra świetnie radzi sobie w sytuacjach stresowych, ma największe predyspozycje do szefowania temu party i wyciąga szybkie wnioski na podstawie dostępnych narzędzi. Unieruchamia nauczyciela swoją magią i prosi onieśmieloną negatywnymi emocjami Musę, by skupiła się na niej, bo ona się nie boi. „Show, don’t tell” w najlepszym wydaniu. Team B ma mniej szczęścia – zaczyna się ściemniać, ale Stella z jakiegoś powodu nie potrafi przywołać swojej magii. Aisha is so done, więc każe jej wracać do szkoły po pomoc, a sama kontynuuje poszukiwania Bloom. Ta o dziwo radzi sobie całkiem nieźle – oczywiście prawem głównej bohaterki jako pierwsza natyka się na potwora i z powodzeniem udaje jej się go podgrzać. Niestety najwyraźniej nie da się dwa razy spalić tego samego przeciwnika (ho ho), więc finishing blow zadać musi celnie wymierzony prysznic koleżanki i tym samym uratować rudą przed spotkaniem z pazurami przeciwnika. Spalony nadziewa się na pal, yay, level up.

Aisha: Wow, miałaś więcej kontroli, niż się spodziewałam.
Bloom: O, patrz, komplement. Teraz ci się zebrało?

„Dziękuję” też nie przeszło jej przez gardło, nihil novi, ja się już niczego nie spodziewam, a wy?
Dziewczyny wypychają się do wyjęcia pierścionka Stelli z ciała potwora, a tymczasem właścicielka zguby dociera do szkoły i w pierwszej kolejności idzie wyżalić się Skyowi, jakie to spotkały ją nieprzyjemności. Widać, że chłopaka bardziej interesuje los Silvy, który miał ze Spalonym interes, no ale trzeba trochę posimpować, więc odważnie oferuje ramię do wypłakania się. Niestety Stella musi obejść się smakiem, ponieważ do szkoły wbijają Musa i Terra z Saulem na barkach. Wygodnie cała główna obsada zebrała się w głównej sali, więc BeaTRIX biegnie po Dowling, a Sam otrzymuje zadanie pójścia po tatę. 


Musa: Tatę?
Terra: Tak, Sam to mój brat!
Musa: *Vader’s NOOOOOOOOOOOOOOOOOO*

BeaTRIX oczywiście ma interes w pójściu do gabinetu – przewidywalnie dyrektorka i jej asystent idą ocenić straty, zostawiając domorosłą wiedźmę samą. W szklarni trwa opatrywanie poszkodowanego i Terra dostaje kolejne uśmiechnięte słoneczko tego dnia, tym razem od taty za uratowanie pana Silvy. Sky prawie rozpieprza ściany na widok cierpiącego przybranego ojca, aż tu nagle wpada Dowling i dzieciaki zostają wypędzone z pokoju. Saul pokrótce referuje, co zaszło: ktoś specjalnie uwolnił Spalonego, nim dojechał do niego konwój. Autorka zamieszania tymczasem znalazła w gabinecie dyrektorki to, czego szukała – ukrytego przejścia za jednym z regałów. Niecne zamiary przerywa powrót asystenta Dowling i surprise, surprise – on też został tu przysłany przez osobę stojącą za wybrykami BeaTRIX. Dowiadujemy się więc o istnieniu bliżej nieznanej organizacji (złola?), która pragnie odkryć tajemnice zatajone przez nauczycieli Alfei przed szesnastoma laty. Niestety odkrycie przejścia to dopiero połowa sukcesu, ponieważ została nałożona na nie pułapka, której BeaTRIX nie potrafi rozbroić i na tym kończy się dzisiejszy rekonesans. W finałowej scenie odcinka przenosimy się do naszych bohaterek: jak rzece klasyk, są takie przeżycia, które siłą rzeczy zbliżają ludzi, więc po wspólnym dłubaniu w ubitym potworze w poszukiwaniu pierdoły Aisha i Bloom tak jakby rozumieją się lepiej (ale ruda pewnie wciąż nie podziękowała). Stella przychodzi odebrać swoją własność i naturalnie dla jej aparycji, wdzięczna jest tylko w połowie – kryła dziewczyny przed Dowling, aby uniknąć kolejnego kazania. Trudno powiedzieć, czy to prawda, czy wygodne kłamstwo usprawiedliwiające jej dezercję z walki, ale nie ma czasu tego zgłębiać, ponieważ gościnny występ we wróżkowym akademiku zalicza Sky (o, a tak to wolno, co?). Niestety to jest moment, w którym Stella dobitnie zaznacza swoje terytorium, więc Bloom rzuca tylko powłóczyste spojrzenie za znikającym w pokoju koleżanki chłopakiem i wbija z fochem do własnego łóżka.

Aisha: Pewnie znowu mnie znienawidzisz…
Bloom: Nigdy cię nie nienawidziłam. Po prostu miałam dużo do ogarnięcia i…

… „I stwierdziłam, że to usprawiedliwia bycie wredną kutwą”!
Aisha mówi, że dla niej dobrym sposobem na ucieczkę od wszystkiego – zwłaszcza czepialskich – to przepadnięcie na basenie tak z trzynaście razy dziennie. Bloom wreszcie hojnie docenia, że koleżanka chciała tylko pomóc, na co sama zainteresowana kryguje się, że w sumie to niekoniecznie.

Aisha: To wszystko jest nowe i chcę, aby dobrze poszło.
Bloom: Ja też.

AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA – Nie.
Aisha pyta o powód nagłego zniknięcia Bloom w lesie. Ruda nie wie, poczuła więź ze stworem i tyle. Dziewczyny do niczego nie dochodzą, aż Bloom milknie w połowie rozmowy. Aisha odwraca się zobaczyć, czy koleżanka padła pod natłokiem dzisiejszych emocji, ale nope – coś koleżankę opętało i pokolorowało oczy na biało, do zobaczenia w następnym odcinku. 

Komentarze

  1. "woda poza oczywistymi zbiornikami i źródłami może odnosić się do składu ludzkiego ciała" - a to jest coś, co już kiedyś rozważałam w kontekście mojego ulubionego żywiołu; większość seriali/książek/filmów skupia się na efektowności, tsunami i wodospady, ale przecież władza nad wodą oznacza, że nawet bez jakiegokolwiek zbiornika w otoczeniu powinieneś być uważany za poważne zagrożenie, bo możesz zrobić kuku przeciwnikowi wykorzystując przeciw niemu tylko i li jego własny organizm.

    "Sky: Nie pamiętasz swojego pierwszego roku? Skręcona kostka i podbite oczy na dzień dobry.
    Riven: Zwalić ci konia za tamtą pomoc czy co?" - ...ktoś spojrzał na ten dialog i uznał że tak, jasne, dajemy go przed kamerę.

    " Ale rozwijamy się tylko wtedy, gdy wyjdziemy ze swej strefy komfortu." - znaczy...zdaniem tego pana związki rodzące się z przyjaźni to pójście na łatwiznę, czy ki diabeł (nie mówię, że konkretnie w przypadku tej dwójki, ale sama uwaga trochę ni w kij, ni w oko)?

    W sumie...ten wątek Bloom brzmi dla mnie ciekawie, bo desperacka próba okiełznania swoich mocy (uśmiechnięta buźka dla serialu za brak nagłego geniuszu) to byłoby coś, co przyciągnęłoby mnie do 'Winx' najszybciej, tylko z Twojego opisu wynika, że wszystko rozbija się o nieszczęsny charakter heroiny. Mnie się podoba nawet to banalne bazgranie w zeszycie, bo ono przy dobrym rozegraniu scenariusza sugerowałoby, że dziewczyna chwyta się wszystkiego, rzuca na ślepo, byle tylko wykminić, jak opanować swoją moc - no ale później czytam twoje opisy, jak to wszystko musi być na już albo wcale i well, wygląda to na mocno zmarnowany potencjał.

    W kwestii czerpania z negatywnych vs. pozytywnych emocji - nie znam kanonu, ale tak sobie kombinuję, że fajnie byłoby np. gdyby działała tu jakaś zasada długotrwałej gratyfikacji (gniew i nienawiść = natychmiastowy power boost, ale też działanie krótkotrwałe/wpływające niekorzystnie na psychikę, radość i tulaśność = metoda małych kroków, ale za to user-friendly i z lepszymi długofalowymi efektami), no ale to już takie moje gdybanie.

    Bloom jest chodzącą antypatycznością, dlaczego, no dlaczego bohaterki YA zawsze muszą być bucami? Niech Terra zostanie główną bohaterką, po Twoich streszczeniach najbardziej rozpala moje serduszko.

    Ej, ale właściwie dlaczego Musie przeszkadza, że Sam to brat Terry? Przecież dziewczyny zdają się wcale nieźle dogadywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze to dopiero Winx mi podsunęło taki użytek z wody, ale daym, to ma sens i rzeczywiście jest overpowered w cholerę. Pewnie jakieś fantasy już na to wpadło, chciałabym to kiedyś zobaczyć w akcji. Pamiętam, że w którymś komiksie Jean Grey telekinezą przesuwała zawartość żołądków przeciwników i było "zabawnie", podejrzewam, że tu poszliby w podobną stronę.

      Ja nie zawsze cytuję te dialogi w stu procentach dosłownie, czasami je upiększając po swojemu, ale kwestie Rivena to takie złoto, że tu nawet nie muszę próbować. No i musicie cierpieć razem ze mną, sorry.

      Nie wiem, na ile Silva zna okoliczności rozwoju relacji między Skyem a Stellą, więc mógł robić przytyk do tego, że Sky znowu chce się pakować w ten chory związek (bo to trochę tak wygląda) tylko dlatego, że a) nie on zerwał; b) zna Stellę i kiedy jej nie odbija, to jest fajnie, a mógłby se znaleźć laskę, która jest normalna i fajna cały czas. Ogólnie to kolejny taki dialog, w którym scenarzyście się wydawało, że będzie głęboko, a wyszło jak za każdym razem, gdy Riven otwiera usta.

      Zgadzam się, ale niestety w tej inkarnacji Bloom jest totalnie antypatyczną neurotyczką, więc to, co pewnie bym zbyła milczeniem, w jej wykonaniu tylko mnie triggeruje. Serio, każda postać wypada IMO lepiej od niej, nawet Stella, gdy już dowiemy się nieco więcej o tym, co się tam dzieje u niej w tle.

      Gdybanie jest celne, tyle powiem ;) Serial zahaczy o ten konflikt w przyszłych odcinkach. Chyba w czwartym, jeżeli dobrze pamiętam.

      Sierżant Terra to najlepsza postać tego serialu i ma dostać wielki wątek w drugim sezonie, tako rzekłam. Jest naprawdę super <3

      Chyba dowiemy się w odcinku trzecim, ale nie wiem, kiedy do niego zasiądę, więc zaspoileruję - Musa boi się, że Terra będzie o to zła i zacznie histeryzować. Zwłaszcza że chronologicznie ten odcinek dzieje się na drugi dzień po poprzednim (to drugi dzień szkoły - mówiłam, że pacing jest tutaj mocno taki sobie) i one jeszcze nie do końca się znają, i nie czują ze sobą w stu procentach komfortowo. Taki niewydumany, nastolatkowy powód, nic specjalnego. Chociaż Musa chyba też chce to trochę mieć tylko dla siebie, bo odczuwa tę sympatię troszkę w inny sposób za sprawą swoich mocy, a Terra zaraz zasypałaby ją pytaniami i swoim szczebiotaniem. Na sto procent powiem, jak do tego dojdę, ale rozchodzi się mniej więcej o te dwa powody.

      Usuń
  2. Dzień dobry, na początek mały off-top – uroczy ten nowy nagłówek bloga.
    Każda interakcja Bloom i Aishy przypomina mi, że #AishaDeservesBetter, a że tych interakcji mają dużo, to nie sposób o tym zapomnieć. Uwielbiałam jej przyjaźń z Musą w kreskówce (do momentu, kiedy scenarzyści najwyraźniej o niej zapomnieli) i w serialu też ich relacja prezentuje się nieźle, więc… Aisha, proszę? Wybierz lepszą kandydatkę na BFF? Dołącz do przyjaźni Musy i Terry? Ta scena, gdzie Aisha po prostu zawołała Sama, była fajna!
    Dziękuję za zwrócenie mojej uwagi na fragment z przebieraniem się i sikaniem (jakkolwiek to brzmi). Jakoś nie doceniłam tego tak, jak powinnam. To było niezręczne i dosyć ciężkie w oglądaniu, ale akurat całkiem realistyczne. Ba, utożsamiałam się tam z Terrą, mimo że zawsze tych dodatkowych kilogramów miałam zdecydowanie mniej od niej i nigdy nie spotkałam się z przytykami z ich powodów. Myślę, że sporo osób może się z tym utożsamić, nieważne, jakie kompleksy mają. No i jakoś ujęło mnie to zwykłe „Chcesz, żebym się odwróciła?” Musy, bo to totalnie coś, co sama mogłabym powiedzieć. Wychodzi na to, że jak chcą, to potrafią zrobić realistyczną scenę, bo niestety przez większość czasu pisanie to „nastolatki chyba tak robią i mówią, nie?” skrzyżowane z „How do you do, fellow kids?”, skumulowane szczególnie w Rivenie.
    „Niebycie takim chłopakiem” Sky’a chyba znaczyło „niezarywanie do innej dziewczyny, mimo że jest się w związku z inną”.
    Tak, woda jest OP! To mi przypomina, że muszę w końcu obejrzeć Avatara, bending krwi zawsze wydawał mi się cool. Zresztą wodę można brać też z powietrza, z ziemi (to Aisha zrobiła w pierwszym odcinku) – no, opcji jest tak wiele. Fajnie, że najwyraźniej w przyszłości planują wykorzystywać ich moce w mniej oczywisty sposób i już w tym sezonie w sumie to robią… no, ale nie uprzedzajmy faktów.
    Mój ship DanexTerra umarł pod koniec pierwszego odcinka, a w drugim zaczęłam coraz bardziej go nie lubić. To ten typ, który chce złapać jak najwięcej srok za ogon, a przy tym nie ma dość odwagi, by robić to, co chce i daje sobą łatwo manipulować. A, no i jest nieprzyjemny dla kogoś nie dlatego, że go nie lubi (nie pochwalam takiego podejścia, ale przynajmniej jest szczere), tylko dlatego, że chce komuś zaimponować. Tak, Dane to zdecydowanie ten typ tak postaci, jak i człowieka, który mnie wkurza. Już wolę Rivena z żenującymi tekstami (one czasami mogą być guilty pleasure xD), bo przynajmniej nie udaje. No i orientacja Dane’a to niezła zagwozdka, to całe „bycie nie w pełni gejem” (ten tekst Rivena akurat dobrze pokazuje jego niezrozumienie orientacji) i inne późniejsze hinty… Nie mogą po prostu powiedzieć, że jest bi, ale woli chłopaków, tak jak Riven najwyraźniej jest bi z przewagą w stronę dziewczyn? Dziwne to ogólnie, takie niezdarne.
    Terra… Terra jest fajna. Niestety zamysł jest dosyć stereotypowy (grubsza osoba = zakompleksiona) i jej też trafiają się sceny ze źle przedstawionym feminizmem – to duszenie Rivena w pierwszym odcinku byłoby spoko, bo pokazałoby właśnie jej niepewność i agresję jako reakcję obronną, a niestety było to zbudowane raczej jako cool moment silnej babki (na pewno widziałam przynajmniej jedno MV na YT, którego autor odczytał ten moment właśnie jako taki – smutno mi, że o ile ogarniamy już nieźle silne postacie męskie, tak często źle tworzymy w zamierzeniu silne bohaterki). Poza tym? Poza tym jest sympatyczna, a jej opanowanie w sytuacji kryzysowej to coś, co do niej pasuje, a jednocześnie jest nieoczywiste.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję w imieniu autorki i zapraszam na jej Devianta (lineczek z boku). Przeszła samą siebie <3

      To mi przypomina, jak oficjalne materiały ze strony Winx łączyły wróżki w pary i wynikało z nich, że Tecna i Musa to najlepsze przyjaciółki, w pierwszym sezonie Flora nie miała koleżanki, bo liczba nieparzysta w teamie i potem w drugim dokoptowali do niej Aishę na otarcie łez. Kiedy to ich relacja też ograniczyła się chyba do jednej wspólnej misji w Chmurnej Wieży.

      Kiedy oglądałam scenę z sikaniem (nie wiem, jak to napisać, żeby brzmiało dumnie, więc nawet nie zamierzam się starać) po raz pierwszy, to też byłam zażenowana - nie mój rejestr wrażliwości (a raczej jej braku). Ale przy analizowaniu spojrzałam na to z większej perspektywy, no i da się wyciągnąć trochę więcej z tego momentu niż tylko "eee, ale po co". Poza tym to naprawdę nie jest takie dziwne, biorąc pod uwagę np. naszą tendencję do chodzenia do toalety armiami ;) O tak, reakcja Musy była słodka, bo też znów pokazuje, że dobra z niej dziewczyna - tam w ogóle nie było jakiegoś sarkazmu ani kpin, po prostu chciała pomóc. I o ile ze mną problem Terry nie rezonował (choć mam swoje kilogramy, których chcę się pozbyć), to rzeczywiście zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy ta dyskusja o preferowanym wyglądzie ciała prowadzona na różnych płaszczyznach, na pewno znalazł swoich odbiorców.

      Nawet nie zamierzam dyskutować - serial tak źle IMO zaznaczył, co Sky ma przez to na myśli, że nie mam żadnego pomysłu, o co mogło mu chodzić.

      Dane ma potem parę ciekawych momentów (głównie przy końcu sezonu), ale meandry prowadzenia jego postaci pozostają dla mnie tajemnicą. Ma niby kilka wątków, niestety serial w żaden się na serio nie angażuje i jak miałam nadzieję, że Dane pokaże... no, cokolwiek, bo to postać autorska, tak ostatecznie wychodzi z tego wielki niedosyt. Jakby po prostu potrzebowali jeszcze jednego bohatera do tej konkretnej dynamiki i na przyszłość, ale potraktowali rozwój totalnie po macoszemu.

      Z tego co pamiętam, Terra słabo zaczyna, ale potem na szczęście scenariusz już znajduje dla niej odpowiedni rytm i tych cringowych momentów właściwie się nie zauważa (przynajmniej ja ich już nie pamiętam). Najgorsza jest właśnie scena z duszeniem Rivena, bo zgadzam się, że śmierdzi takim właśnie źle pojętym feminizmem, a także niesamowicie topornym moralizowaniem - nie prześladujcie, bo kiedyś wam oddadzą? Moim zdaniem to power fantasy z kategorii tych niebezpiecznych, żeby mieć - zwłaszcza że nie widzimy dokładnie jakiej formy prześladowania celem była Terra. I nie, żebym chciała, ale obelgami obrzuca ją Riven - osoba, którą, jak widzimy, mało kto traktuje poważnie, a już np. dziewczyny są jej życzliwe. Co prawda poza Stellą, ale Stella też nie robi uwag na temat wyglądu Terry, tylko jej gadatliwości.

      Usuń
    2. Żeby być fair, Layla i Flora na pewno trochę gadały ze sobą, a ta pierwsza pomagała drugiej w kwestiach uczuciowych... ale tak, nigdy nie zrozumiem tego podziału. Cóż, Flora i Tecna to jeszcze bardziej abstrakcyjne połączenie (można by tu pójść tropem "przeciwieństwa się przyciągają", ale nigdy do tego nie doszło), więc pewnie by go uniknąć, połączono je oficjalnie tak, a nie inaczej.

      Tak, ja naprawdę nie wiem, co Dane dokładnie ma robić w historii i co nim powoduje - znaczy chyba się domyślam, ale jeśli muszę sobie dużo dopowiadać, to znaczy, że coś poszło nie tak.

      A do reszty nie mam nic do dodania, zgadzam się ^^.

      Usuń
    3. Aha, rzeczywiście, teraz pamiętam, że było coś takiego. I chyba nawet wtedy mi się to podobało, bo Flora jakoś (o ile dobrze pamiętam) zawsze była taka zepchnięta na dalszy plan, bo najwyraźniej opiekowanie się zzielenioną Mirtą scenariusz uznał za szczyt jej kontaktów z ludźmi. Jako totalny fangirl stwierdzam, że Tecna i Flora jako przyjaciółki to byłoby moje spełnienie marzeń, bo moje ulubione czarodziejki, och-ach, sorry, I'm not sorry! I mean, gdyby ta seria trochę bardziej próbowała, to w sumie nie byłoby to takie połączenie od czapy - z tego co pamiętam, wskazywano je jako te najmądrzejsze albo przynajmniej te z najlepszymi ocenami, więc przynajmniej na wspólnym kujoństwie dałoby się coś ugrać. No ale Rainbow, wiadomo.

      Usuń

Prześlij komentarz