W negliżu i w sukien... ups, nie ma żadnych sukienek. GOOD. Recenzja Negligee


W tej grze występują lesbijki w fikuśnej bieliźnie ( ͡° ل͜ ͡°)
... Co, za mało?! Awwwww... *siada do recenzji*

Hannah nie ma powodów do narzekań - od dłuższego czasu grzeje posadkę w Negligee, sklepie z erotyczną i wysokogatunkową bielizną, która cieszy i kieszeń, i oko. Do tego stopnia, iż nasza bohaterka może śmiało zaliczyć się do ekskluzywnego grona szczęśliwców łączących pracę z pasją, co zresztą nie raz wszem i wobec ogłasza. Dni mijają na przebieraniu manekinów, wzdychaniu do nowych modeli biustonoszy oraz wykładaniu towaru, gdy sielankę burzy nagły poranny telefon od właścicielki sklepu: Karen zniknęła! Zaspana Hannah z trudem wyciąga od zbulwersowanej hegemonki informację o raptownej rezygnacji kierowniczki sklepu, a że personel Negligee wynosił zapierającą dech w piersiach liczbę osób dwóch, tak więc prawem dziedziczenia (i w zasadzie walkowerem) kobieta przejmuje schedę swej starszej po fachu koleżanki. Droga kariery w marketingu jest długa, wyboista i trudna do przebycia bez ściskanych pod obcasem pachołków, tak więc pierwszym zadaniem naszej świeżo upieczonej businesswoman będzie zatrudnienie nowych pracownic. W końcu manekiny same się nie przebiorą!

Marketing 101. Wbrew pozorom to bardzo edukacyjna gra.

Tak przedstawia się zawiązanie fabularne Negligee, erotycznej VN-ki spod sztandaru Dharker Studio, studia specjalizującego się w pieprznych tytułach o pięknych kobietach zdobywanych lub zdobywających - i nie powiem, jak to się ma w kwestii recenzowanej gry, gdyż tutaj można patrzeć na to zagadnienie dwojako. W każdym razie część dating-simowa prezentuje się następująco: Hannah, 24-letnia lesbijka bez większego szczęścia w miłości, wiesza w oknie sklepu ogłoszenie o pracy, na które odpowiadają trzy (lub dwie, w zależności od naszych wyborów) piękne młode kobiety. Początkująca kierowniczka decyduje się przyjąć je na tygodniowy okres próbny, w czasie którego dostaniemy szansę na zacieśnienie więzi z jedną z nich. Albo wszystkimi, bo MOŻNA. Albo żadną, tak też MOŻNA, aczkolwiek niekoniecznie należy, gdyż zaprawdę powiadam wam, złe zakończenia w tej grze są naprawdę złe, bo nie ma w nich ani grama seksów. Pod względem mechaniki Negligee jest dating simem całkowicie tekstowym, tj. opartym na wybieraniu prawidłowych odpowiedzi w celu zdobycia serca preferowanej przez nas flamy. Zakończeń ci tu dostatek: dobre, dobre z bonusem (nie udało mi się odblokować zakończenia dobrego bez bonusu, więc najwyraźniej mam wielkiego skilla w tej grze), złe romantyczne, złe solo i haremowe, które jest tak legendarne, że pół Steama miało problem, by je odblokować. Ja wkręciłam się w nie przy pierwszym podejściu, ale gra stwierdziła, że mam za tęgie haxxory i nie ma czegoś takiego jak najlepszy ending przed innymi, więc wykorpytła mnie prosto w złe zakończenie. Ogólnie nie stanowi zbyt dużego problemu osiągnąć pożądany ending - niektóre pytania i podane do nich odpowiedzi co prawda wzbudzają konsternację swoją przypadkowością albo szczegółowością, aczkolwiek po bohaterkach jasno widać, które opcje bardziej przypadają im do gustu, a które nie. Poza tym gra posiada granice w cofaniu tekstu, ale opartą wyłącznie na tym, JAK daleko możemy się cofnąć, nie CO możemy cofnąć, tak więc w przypadku wyboru, który spotyka się ze zniesmaczonym wyrazem twarzy naszych flam, wystarczy popieścić pokrętło myszki, wybrać coś innego i kryzys zażegnany. Niech jednak ostrzeżeni będą ci, którzy szukają tu wielkich romansów - Negligee skupia się raczej na swobodnym ujęciu uczuć i flircie (oraz, rzecz jasna, erotyce) niźli dramatycznych wyznaniach miłosnych. Większość CG pokazuje dziewczęta w mniej lub bardziej fetyszystycznej bieliźnie (co za zaskoczenie), przy najlepszych zakończeniach pojawiają się też sceny seksu. Wersja steamowska gry jest ocenzurowana, ale nie od dziś wiadomo, że internet istnieje dla pornografii, dlatego patch usuwający natrętne staniki czy majteczki można ściągnąć ze strony Dharker Studio. Jego zainstalowanie jest banalnie proste, więc nawet osoby nieobeznane w sztuce żonglowania plikami dadzą sobie radę. Same CG są ładne i estetyczne, choć w przypadkach scen erotycznych szwankuje czasem anatomia. Rozumiem, że pewne „skróty” zostały poczynione, aby obrazki były jeszcze gorętsze, aczkolwiek wydaje mi się, iż mała zmiana w choreografii załatwiłaby sprawę lepiej niż przesuwanie strategicznych otworów w dziwne miejsca. Za to bez zarzutu prezentują się CG statyczne, w których dziewczęta prezentują swoje wdzięki: cieszą oko nie gorzej niż ukochana bielizna Hanny, a że fabuła nie raz przebierze te cukierki dla oczu w stan magazynowy, to i szczęście podwójne. Na plus należy więc zdecydowanie policzyć kreskę - gdzieś przeczytałam, że podobno to ten sam rysownik odpowiedzialny za projekty postaci w HuniePop, so that’s quality stuff right there - i choć puryści pewnie będą narzekać na fanserwiśne podtrzymywanie przez dziewczyny swoich biustów, to jestem w stanie przymknąć na to oko ze względu na styl i tematykę gry. Osobiście irytowały mnie „kocie mordki” na niektórych obrazkach, bo wizualnie dziewczyny wydawały się młodsze, niż są w rzeczywistości, ale to też należy złożyć na karby mangowej stylistyki bishoujo, w którą Negligee celuje. Tła przedstawiają się poprawnie - ze względu na tematykę historii, nie było tu za bardzo miejsca na wodotryski, tak więc pozostajemy w klimatach typowego wystroju wnętrz sklepów, ulicy, barów, etc. Za to śliczne są projekty bielizny, aż sama chciałabym sobie kiedyś coś takiego kupić. Zwłaszcza że Hannah umie w marketing i przekonała mnie, że jestem tego warta!


 The truth was spoken.

Ale, ale, jakie to niemiłe z mojej strony, że skupiam się na urodzie bohaterek tak, jakby nie miały nic poza nią do zaoferowania! Negligee to lekka historia, najeżona sympatycznymi dialogami o zabarwieniu humorystycznym, z okazjonalnym „serious talk” (scena w kręgielni = cudo w swej prostocie). Mało tu wchodzenia w archetypy: Jasmin, Sophie oraz Charlotte, nasze dostępne opcje romansowe, reprezentują konkretne charaktery, ale kłamstwem byłoby twierdzić, iż napisano je na jedno kopyto. Jasmin to szczera i miła kobieta, która zrezygnowała z pójścia na studia, decydując się w zamian na wypróbowywanie różnych zajęć i zatrudnień. Nienawidzi swojej aktualnej pracy (do której, zdaniem Sophie, została predestynowana za sprawą swoich dwóch OGROMNYCH zalet) i ma nadzieję na odmianę losu w Negligee. Sophie pod maską szalonej imprezowiczki z horyzontami bez granic kryje oblicze znudzonej cyniczki, która nie do końca wie czego chce. Charlotte z kolei na pierwszy rzut oka wydaje się nieśmiałą leliją, ale niech was to nie zwiedzie - może ma mało doświadczenia, lecz cicha woda brzegi rwie i potrafi pokazać pazurki, gdy zajdzie taka potrzeba. Wszystkie dziewczęta są bardzo charakterne, a dialogi między nimi rozpisano z ogromną dozą chemii, aż ma się wrażenie przebywania w gronie starych znajomych, którzy właśnie dobrze się bawią na wspólnym wypadzie. Najbardziej typowa wydaje się Hannah, która swoje tyły w sferze kontaktów międzyludzkich nadrabia w pracy z manekinami, aczkolwiek jej monologi wewnętrzne są przezabawne, a ona sama nigdy nie wchodzi zbyt często w depresyjne dywagacje nad swoim dotychczasowym życiem. Swoją pierdołowatością dodaje jednak swoje w iskrzące dyskusje między dziewczynami, a i sama potrafi się postawić, więc nie mamy do czynienia z kolejną awatarową mameją. Poza dziewczynami do wyrwania i Hanną co jakiś czas pojawia się jeszcze Emily, właścicielka sklepu, której rola jest w osiemdziesięciu procentach komediowa, a w dwudziestu ekspozycyjna. Nie da się dużo o niej napisać, aczkolwiek jej gościnne występy przeważnie wywołują uśmiech na twarzy, jeśli tylko nie mówi o pracy. Z drugiej strony to dość polaryzujący typ postaci, więc nietrudno mi sobie wyobrazić, że będzie irytować niektóre osoby. Pojawia się jednak na tyle rzadko, że nie psuje radości z odbioru historii. Jedyne zastrzeżenie, jakie mam do fabuły gry, to fakt, że jest ona trochę za krótka. Z jednej strony kryje się w tym niespodziewany plus - czuć, iż nie dowiadujemy się wszystkiego o bohaterkach i to świetnie działa na wyobraźnię oraz pozostawia miłe poczucie niedosytu po obcowaniu z niezwykle pełnokrwistymi postaciami, które mają jeszcze jakieś życie poza tą jedną historią. Z drugiej jednak okres próbny to trochę za krótko - widzimy dziewczyny tylko w paru sytuacjach i chciałoby się spędzić z nimi więcej czasu w jakichś innych sceneriach. Na szczęście wiosną ma wyjść prequel Love Stories, który opowie historie Jasmin, Sophie i Charlotte sprzed zatrudnienia w Negligee, a także rozwinie kwestię nagłego zniknięcia Karen.


 Triumph powinien wysłać do producenta prośbę o lokowanie produktu. Like, seriously.

Z punktu widzenia mechaniki Negligee prezentuje się solidnie - nie zauważyłam żadnych bugów ani wybitnie nietrafionych decyzji w game designie. Wszystkie podstawowe opcje dotyczące ustawienia szybkości pojawiania się tekstu czy jego pomijania są obecne. Jedyną graficzną bolączką okazało się dziwnie dybanie bohaterek na boki - rozumiem, że miało to imitować ruch i zatuszować efekt gadających głów, ale dziewczyny mają irytujący zwyczaj przesuwania się to w lewo, to w prawo w połowie dialogu bez powodu i bez tego Negligee mogłoby się z powodzeniem obejść. Muzyka brzdęka sobie w tle - większość ścieżki dźwiękowej wypełniają skoczne kawałki, które po dłuższym czasie mogą irytować (w pewnym momencie nie potrafiłam już znieść melodyjki przygrywającej w sklepie). Ale co jest największą wadą gry, to fakt, że nie widziała ona korekty. Literówek ci tu bez liku, znajdzie się nawet nieśmiertelny błąd laika „you’re =/= your” i już wiadomo, że przy pisaniu było grubo. Na szczęście nie wpływa to na odbiór tekstu i całość napisano zrozumiałą angielszczyzną, ale mimo wszystko liczba baboli jak na taką krótką grę jest porażająca. Poza wymienionymi wadami, nie mam Negligee do zarzucenia - niektórzy gracze na Steamie narzekali na zbugowany ending haremowy, jednak ja nie miałam problemu z jego odblokowaniem. Być może został on wcześniej naprawiony stosowną łatką.
Podsumowując, Negligee to lekka i krótka gra, której głównym celem jest rozgrzanie krwi w żyłach i poprawa humoru. Nie znajdziecie tu głębokiej fabuły ani ważkich decyzji, ale za to sympatyczną, trochę hedonistyczną opowieść z odjazdową bielizną w tle oraz nagie panny w pozach dalece ekwilibrystycznych. Gra posiada parę drobnych wad, broni się jednak wyśmienicie humorem oraz atmosferą. Nie jest to może jakiś znaczący krok na drodze do promowania pozytywnych wzorców LGBT, aczkolwiek odważnie mówi o seksualności oraz „wychodzeniu z szafy”, co zgrabnie równoważy fanserwiśny charakter tego tytułu. Jeżeli macie ochotę na dobrze napisaną niegrzeczną gierkę bez zobowiązań i zwrotów akcji, od których czacha dymi, to skuście się Negligee. Ja czekam z utęsknieniem na Love Stories, by znowu być świadkiem prześmiesznych uszczypliwości Sophie.
 
Fajnie Niefajnie
+ bohaterki; - literówki;
+ dialogi; - irytujące dybanie się bohaterek;
+ oprawa graficzna; - anatomia na niektórych CG kuleje;
+ humor i atmosfera; - mimo wszystko trochę krótka.
+ "smaczna" erotyka;
+ bielizna!



Patch odcenzurowujący grę dostępny na stronie producenta.

Negligee
Rok wydania: 2016
Producent: Dharker Studio
Wydawca: Dharker Studio
Platforma: Steam (dostępne także na Nutaku i MangaGamer)

Komentarze