Cebula Zone. The Average Everyday Adventures of Samantha Browne


Siedzisz wieczorem przed kąpjutrem i po godzinie przeglądania Netfliksa wreszcie decydujesz, że dziś obejrzysz serial, który widziałaś już piętnaście razy, tak że niektóre sceny tkwią wyryte na wieki w twojej pamięci i recytujesz kolejne kwestie razem z bohaterami. Herbata zaparzona, kocyk przyszykowany, egzaminy zdane, kwestie dnia codziennego odpukane i ty już się postarałaś, ażeby na horyzoncie nie majaczyło żadne widmo spotkania towarzyskiego. Za chwilę zasiądziesz do zasłużonego quality time, symfonii słodkiego nicnierobienia, tego mistycznego self-care z książek o kochaniu samej siebie, który należy ci się po zmaganiach z życiem. Tylko jeszcze przygotujesz przekąski!


Przetrząsasz jedną szafę, drugą, trzecią - byłaś pewna, że masz gdzieś zachomikowane swoje ostatnie batony albo chipsy. Czyżbyś przekalkulowała zapasy nad zwiechy samopoczucia? Patrzysz na zegarek - późno, a market znajduje się pół godziny drogi od domu, nie ma co ryzykować (nie)prawdopodobnego noża w trzewiach dla paczki chrupek. Ale przecież możesz iść do przydomowego monopolowego. I spotkać się z panią Jadzią zza lady, która lubi podyskutować o pogodzie z każdym klientem. Może wpadnie jeszcze Seba z kolegami po wieczorne piwko, a ci zawsze - oj, zawsze - mają coś fascynującego do powiedzenia, z czym absolutnie muszą się podzielić z przypadkowo poznaną osobą w sklepie. Oczy otwierają się szerzej, a puls przyśpiesza na myśl o tych trzydziestu sekundach spędzonych w towarzystwie głośnych nieznajomych posiadających piątego dana w pogaduszkach; sztuce, której nigdy nie posiadłaś, a z którą zmierzenie się napawa cię przerażeniem większym niż następny ciemny korytarz w Outlast. Cała błogość wieczora idzie w zapomnienie, gdy ty bijesz się myślami: wypiąć pierś (czyt. zatopić twarz w przepaści kurtki najniżej jak się da, szyję naprostujesz później jakimś palem albo cuś) i na chwilę wyjąć z szafy swoje zardzewiałe skille socjalne czy obejrzeć Glee o suchym pys... znaczy, w zawieszeniu między głodem a niesytością, stanie na tyle irytującym, co wspomnienie tych wszystkich kokosanek, które oglądałaś dziś w piekarni, ale sobie odmówiłaś, bo stwierdziłaś „przecież jeszcze masz”, a trzeba opłacić bilet miesięczny. 


Jeśli jesteście zadeklarowanymi introwertykami, to zapewne ten scenariusz brzmi znajomo albo przynajmniej potraficie wyobrazić sobie wszystkie „niebezpieczeństwa” z nim związane. Lemonsucker Games, autorzy The Average Everyday Adventures of Samantha Browne, postanowili stworzyć grę z bohaterką, która ukazałaby perspektywę osoby cierpiącej na fobię społeczną. Tak więc wcielamy się w tytułową Samanthę - studentkę bliżej nieokreślonego kierunku na bliżej nieokreślonej uczelni w bliżej nieokreślonym mieście. Mieszka ona w jednoosobowym pokoju w akademiku, a jak to w akademikach bywa, niektóre pomieszczenia trzeba dzielić z nieznośnymi współlokatorami. Wieczorem Samanthę dopada ssące uczucie w żołądku. Organizm domaga się pokarmu, co wiąże się z zatrważającym spacerem wgłąb korytarza i modlitwą o pustą kuchnię. Czy jesteście w stanie zapanować nad szalejącym introwertyzmem Sam, zrobić sobie kubek ożywczej owsianki i wrócić bezpiecznie do swego pokojowego zacisza? Możecie przekonać się, sięgając po ten darmowy tytuł na Steamie bądź itch.io. Jedno przejście zajmie wam około dwudziestu minut, więc jeśli macie dosłownie chwileczkę czasu i pragnienie zrozumieć, dlaczego wasza koleżanka z roku nigdy nie dołącza do waszych sesji obgadywania wszystkich profesorów naokoło póki jej jasno nie zaprosicie albo ucieszyć się przez łzy, że ktoś zrobił o was grę, to oto macie. Gatunkowo Typowe Przygody Dnia Codziennego Samanthy Browne plasują się jako visual novel; nasz cel to taki dobór opcji dialogowych, aby przygotować sobie posiłek i nie zwariować, czego oznaką jest rosnący z każdą chwilą pasek zdenerwowania stanowiący jednocześnie miernik głodu. De facto każda nasza decyzja podwyższa te wartości - w mniejszym lub większym stopniu - ponieważ Samantha reprezentuje typ introwertyka święcie przekonanego, że ludzie chcą ją dopaść i zjeść. W moim przypadku sympatyzowanie z główną bohaterką kończyło się w momencie szerzenia przez nią teorii spiskowych na temat obcych ludzi zajmujących się swoimi sprawami, aczkolwiek podejrzewam, że kilkanaście lat temu tylko bym im przyklasnęła. Samantha Browne uświadomiła mi, iż wiele upłynęło wody w jeziorze, wiele się wydarzyło i wielu ludzi, których poznawałam na kolejnych etapach życia pomogło mi wyjść w pewnym stopniu z mojej fobii. Widzicie, dla mnie to osobisty sukces, że mogę swobodnego wkroczyć do przychodni i zapytać tłum w poczekalni o to, kto jest ostatni w kolejce bez negocjowania sama ze sobą, czy wypada zapytać TERAZ, czy później, czy babcie koczujące przy wejściu mnie zjedzą, a matki z dziećmi nie rzucą we mnie butelką za to proste pytanie. Teraz nie witam się z gawiedzią, bo wiem, że jeśli nie chcę, to nie muszę z nikim rozmawiać, nie ciąży nade mną żaden obowiązek podtrzymywania rozmowy, a niektórzy ludzie są totalnie nudni i zresztą ileż można gadać o pogodzie and that’s totally fine! Potrzebowałam tylko piętnastu lat z okładem, by to zrozumieć! Dziękuję, Samantho Browne, otworzyłaś mi oczy! W każdym razie jestem w stanie sobie wyobrazić, iż główna bohaterka to mocno polaryzująca postać, z drugiej jednak strony nie sądzę, by twórcom zależało jakoś bardzo na stworzeniu heroiny, którą da się lubić. The Average Everyday... są raczej palcem wskazującym w konkretne zjawisko i kolejną cegiełką w gatunku gier celujących w krytykę spraw społecznych. I jest to cegiełka pocieszna, aczkolwiek bardzo niskobudżetowa, dlatego też należy ją rozpatrywać bardziej jako ciekawostkę niż pełnoprawny tytuł.


Mimo wszystko jest to ciekawostka dobrze rokująca - urzekła mnie tożsamość dziełka Lemonsucker Games ukryta za płaszczykiem prostej komiksowej kreski i ciepłych barw oraz trochę dziecinnego, aczkolwiek szczerego słowotoku głównej bohaterki. Nie jest to może mistrzostwo scenariuszowe, ale sama tematyka i jej ujęcie bez zadęcia sprawia, że mam ochotę na jeszcze od tego studia i że nie będzie ono jedynie gwiazdą jednego utworu. Z komentarzy na itch.io udało mi się dowiedzieć, iż kontynuacja jest w planach, w bliżej niezdefiniowanej przyszłości. Szkoda by było, gdyby twórcy zakończyli na tym jednym tytule, gdyż The Average Everyday of Samantha Browne przedstawia sobą ciekawą stylistykę i równie ciekawy kierunek na wciąż rozwijającej się scenie gier społecznych, poza tym mam po prostu ochotę zobaczyć, jakie pomysły autorzy chowają po kieszeniach. Nie wiem, skąd biorę takie zaufanie do ludzi, którzy tworzą ciepłe gry o introwertyzmie, ale co zrobię, lubię rzeczy „zwyczajnie inne”. Taki ze mnie wyjątkowy płatek śniegu, o. Jednak pomimo mojego wielkiego zainteresowania twórczością Lemonsucker Games, trudno mi otwarcie polecać ich pierwszą grę - jest ona solidnie wykonana i niepozbawiona uroku, jednak brakuje jej czasu antenowego, by się wybrzmieć oraz czegoś „bardziej”, aby zachwycić i przykuć na dłużej. To jaskółka zwiastująca ciekawą przyszłość (jeśli się wydarzy), sama w sobie stanowi jedynie nowalijkę, którą można obadać w wolnej chwili, ale którą też można swobodnie pominąć. Tak, gier o fobii społecznej jest mało (jeżeli w ogóle), ale The Average Everyday... przypomina bardziej projekt semestralny na informatykę niż poważne studium przypadku, które można by wykonać, utrzymując przy tym ten sam lekki ton. To nie jest zły tytuł; to jego miniaturowość ciągnie go w dół, pomimo posiadania kilku zakończeń i wielości dostępnych opcji wyboru. Tematyka to trochę za mało, by to wszystko udźwignąć i w tym przypadku może to dobrze, że gra jest taka krótka - przejdziecie ją, nim zaczniecie się nudzić, a niektórym z was może pomoże zrozumieć introwertyków/przybić z twórcami mentalną piątkę.

The Average Everyday Adventures of Samantha Browne
Producent: Lemonsucker Games
Wydawca: Lemonsucker Games
Rok wydania: 2016
Platforma: Steam/itch.io

Komentarze