Cebula Zone. I Love You, Colonel Sanders! A Finger Lickin’ Good Dating Simulator


No to powstała gra o podrywaniu KFC. Tak że... Tego no. No dobra, ściemniam tu z moim zaskoczeniem dla naddanego efektu dramatycznego, bo tak naprawdę Hatoful Boyfriend podniosło mi poprzeczkę tolerancji na dzikie motywy w grach komputerowych tak wysoko, że w mym znieczuleniu dziwactwem wrażenie robią na mnie tylko kulawe dialogi i beznadziejne scenariusze. Ale czy dating sim z Colonelem Sandersem jest czymś więcej niż parę gimmicków przemieszanych z ukochaną przez internety kulturą wholesome? Nieszczególnie, ale w swojej obronie nie stara się udawać czegoś, czym nie jest i to wychodzi mu na dobre. Kiedy musiałam ograniczać się do oglądania let’s playów z tego cuda (bo uwierzcie lub nie, ale I Love You, Colonel Sanders! ma taki budżet na efekty specjalne, że  stary laptop mi go nie udźwignął), stwierdziłam, że jak stacje telewizyjne zżynają od siebie pomysły na reality show, a każdy musi mieć własną platformę streamingową, tak A Finger Lickin’ Good Dating Simulator to kolejny przykład na to, że z odpowiednią dozą samozaparcia na każdy bandwagon da się wskoczyć i coś z niego uszczknąć, jeżeli tylko posiada się na to jakiś pomysł. I do tego wniosku doszłam po obejrzeniu jakichś dwudziestu minut streamów z niepełnej rozgrywki, oceniając grę od KFC jako nowalijkę pełną motywów obliczonych na szybkie zabłyśnięcie w internecie, ale ostatecznie mało inwazyjną i nie czyniącą nikomu krzywdy. Po czym zaopatrzyłam się w nowego laptopa i przeszłam całość sama.

Tak, ta gra guilt-tripuje cię za każdym razem, gdy próbujesz splunąć w twarz zasadzie "bros before hoes". Prawda w grach komputerowych, odcinek 806.

I co? I nie jajco, bo jeżeli wyznaje się w tym tytule jakąś część kury, to są to jej seksowne nogi otulone chrupiącą panierką, skąpaną w jedenastu składnikach tajnej receptury Colonela Sandersa. Ale tak czy inaczej nie zaliczyłam epifanii, w wyniku  której stwierdziłam, że dating sim z fast foodem w roli głównej to najlepsza rzecz w swojej kategorii (nie w świecie, w  którym można podrywać gołębie i przesłuchiwać papugi w sądzie), ale przestałam go tak surowo oceniać i ba, nawet mile spędziłam przy nim czas. Wcielamy się w uczennicę/ucznia trzydniowej akademii dla aspirujących kucharzy i kucharek, a towarzyszy nam huragan klisz znanych z chińskich porno bajek – zakręcona najlepsza psiapsióła z dzieciństwa, rywale w postaci księcia i księżniczki szkoły, klasowe dziwaki (i to takie z najwyższej półki), fantastyczny kolega z ławki, o którym marzy pół szkoły (w tej oscarowej roli Colonel Sanders, kto by pomyślał), pojedynki kulinarne, walki z potworami po lekcjach, czarna magia, ot, typowy dzień w życiu szarego człowieka. Czy to wszystko zostało podkręcone do potęgi n-tej, by na pewno miliard jutjuberów zrobił z tego stream? Pewnie, niestety zaraz powstała gra o niegrzecznej gęsi i skradła całe show, ale jak na produkt reklamowy dating sim z KFC jest, kurna, całkiem solidny. Wspomniałam już o niezłym budżecie, bo choć czasem postacie mają derpa albo dziwną anatomię, to jest tu animowany opening! I efekty specjalne! Normalnie jak w Otomate! To nie jest odbębniona w Ren’py VN-ka, w której postacie to trzy patyki na krzyż, a wszystkie tła zerżnięto z Google Grafiki. Nawet muzykę wzięto z wyższej półki – sentymentalny temat towarzyszący dumaniom Colonela Sandersa o szerzeniu szczęścia i miłości poprzez kubełki z kurczakiem to jest coś, co chętnie potrzymałabym na empetrójce, I kid you not. Postacie mają po kilka sprajtów i czasem uda mi się bąknąć w nieśmiałej próbie dodania voice-actingu, chociaż ogranicza się on do wykrzykników i achów. 

 Co za zadufany dupek. Ach, mój ci on~

Co nie zmienia faktu, że ktoś naprawdę wsadził w to serce i miał ambicje wykręcić z dating sima o KFC coś o własnej tożsamości. Bo chociaż jest to produkt naszych czasów, gdzie hiperbola stanowi niezawodny selling point, mimo wszystko I Love You, Colonel Sanders! nie da odmówić się uroku. Jest coś czarującego i satysfakcjonującego w swej prostocie w oddaniu naszej przyjaciółki, w przemowach dziadka z KFC, w pocieszaniu miejscowego potwora spaghetti (it makes sense in context, I swear). Czasami przegięte żarty lądują nisko, ale nawet tego gra jest świadoma, więc nie próbuje trąbić na prawo i lewo, że uwaga, teraz jest śmiesznie, ohoho, patrzcie, jaki nam się udał sowizdrzał. Ba, zdarza jej się nawet samej krytycznie podchodzić do zaprezentowanych pomysłów, co jak dla mnie działa niesamowicie uspokajająco. Bo ta gra WIE. Wie, że jest tylko gloryfikowaną reklamówką sieci fast foodów, ale niech ją cholera, że zaprezentuje się z przytupem, nim zginie pod nóżkami niegrzecznej gęsi (też z przytupem). Czy polecam grę o podrywaniu KFC? W sumie czemu nie – jej przejście zajmuje godzinkę z małym hakiem, ma tylko trzy zakończenia (z czego złe możemy zdobyć prawie na każdym kroku, jeżeli bardzo stracimy w oczach Colonela Sandersa), a nie stracicie przez nią szarych komórek. No i jest za darmo. Jeżeli zwariowany klimat nie poprawi wam humoru, to niech przynajmniej świadomość, że dostaliście kawał całkiem doszlifowanego produktu za bezcen, utuli waszą wewnętrzną cebulę niedźwiedzim uściskiem. Ja tak zrobiłam, czuję się wyśmienicie.

I Love You, Colonel Sanders! A Finger Lickin’ Good Dating Simulator
Rok wydania: 2019
Producent: Psyop
Wydawca: KFC
Platforma: Steam

Komentarze

  1. Ja wiem, że mam irytującą tendencję wypowiadać się nie na temat, ale zagrałam właśnie w pierwszy odcinek Moonlight Lovers i oh my, oh my! Spoilery, acz lekkie.

    Zacznijmy od tego, że z jakiegoś powodu na razie można wybierać tylko między cudownym dzieckiem Lysandra i Nathaniela, który po ojcu numer jeden odziedziczył miłość do fularów i pozę zblazowanego outsidera, a po ojcu numer dwa - trzymetrowy kij w rzyci (Włodzimierz), a Casanovą z podrzędnej tańcbudy (Beliath). Jako że dla mnie to trochę taki wybór między kiłą a rzeżączką, wahałam się długo, aż w końcu stwierdziłam, że gra nie zając, nie ucieknie - poczekam, aż podłączą resztę, mam nadzieję, że nie trzeba wybierać którejś z powyższych opcji, żeby odblokować resztę.

    Z tego, co czytałam, ML działa inaczej technicznie - dostajesz X punktów codziennie i się nie kumulują, trzeba je wydać w jednym rzucie, przy czym każdy Tru Loff będzie miał swój własny licznik, więc można romansować na bogato.

    Za to sama historia...przeszłam tylko prolog, a już widzę, że będzie zabawnie. Dość powiedzieć, że chyba nawet Zmierzch miał lepsze związanie głównej intrygi - wybór Tru Loffa jest jak żywcem ściągnięty z potterowskich ficów na fanfiction.net, przy czym mam tu na myśli te z rodzaju "Hermiona i Draco muszą od dziś dzielić dormitorium perfektów". Innymi słowy, uniwersum zgina się w pięćdziesiąt, byle tylko nasza heroina mogła zacząć romanse (serio, scena w ogrodzie to jakieś kuriozum).

    Sama heroina na razie nie miała czasu się rozwinąć, ciężko mi zatem wyrokować o jej charakterze. Za to z potencjalnych ukochanych, pomijając Włodka i Casanovę, mamy jeszcze pana niewidomego (wygrał mój prywatny konkurs na najzabawniejszy one-liner), pana ciemnoskórego (cech charakterystycznych póki co brak), brata Elsy (jak wyżej) oraz Jaspera Hale'a bis (idealna opcja dla wszystkich masochistek). Na razie me serce kieruje się ku ślepcowi, no bo niech się chociaż uśmiechnę pod nosem podczas gry, ale zobaczymy, co będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam, jestem wdzięczna za każdą opinię o tych cudownościach Beemoovu - na forum czatuję jak wygłodniałe zwierzę, tylko nie wiem, czy bardziej aby umocnić się w przekonaniu, że to guano i nie powinnam tracić na ML czasu, czy ze katastrofa jest tak piękna, że absolutnie muszę wziąć w niej udział.

      Jak przeczytałam, że masz do wyboru na dzień dobry Główną Opcje Romansową w Otome (czyli dla mnie odpada w przedbiegach, już chyba każdy zna ten szczegół z mojego życia) oraz tutejszą wersję Laito/Raito z Diabolik Lovers (adekwatnie), to resztki mojego entuzjazmu zawyły w proteście. Z jednej strony mam ochotę wziąć Beliatha, bo coś czuję, że Beemoov zrobił nam niejako przysługę i najgorsze rzucił na początek, by mieć to za sobą i nami (zwłaszcza że na forum już pojawiają się komentarze, że istotnie gra wchodzi w te DiaLoverowe klimaty i romansu to tu nie ma, ale pod względem znęcania się i macanek to free real estate), więc poznam ogrom zniszczeń na raz. Z drugiej... no też wolałabym ślepca. On jest przynajmniej oryginalny (andthat'skindahotbutokay), nie to co reszta zbiegów z DeviantArta nastolatki rozkochanej w wampirach.

      O systemie PA mogłabym napisać referat, bo idealnie pokazuje regres Beemoovu jako firmy próbującej uszczknąć jak najwięcej w dobie agresywnej polityki mobilkowej. Brak kumulacji punktów, wywindowane ceny za interakcje, ściąganie filmików z Jutjuba - jeżeli to nie jest żebranie o pieniądze graczy, to nie wiem, co jeszcze można zrobić poza postawieniem definitywnego paywalla. Jestem święcie przekonana, że zarząd trzyma rękę na pulsie, czyli niusach o lootboksach i mikrotransakcjach i przelicza, ile oni sami są w stanie z tego wyciągnąć, póki wszystko runie. Podejrzewam, że teraz każda nowa gra Beemoovu będzie opierać się na takich zagraniach, co wskazuje przede wszystkim na to, że oni nie wierzą w swoje produkty i patrzą tylko trzepać kasę. Na ML nie ma forum, nie ma personalizacji postaci, odblokowano dwie z sześciu postaci na start, pomimo że gra w developmencie była dość długo. Nie zdziwię się, jeżeli za rok albo dwa zwiną strony i przerzucą się całkowicie na telefony. Chociaż wtedy musieliby ogarnąć w końcu lepiej programowanie, a widzimy, jak z tym jest.

      No to już wiem, że albo scenariusz rzeczywiście pisze ChiNoMiko, albo nie pisze go Nineland. I tak źle, i tak niedobrze.

      W sumie mogłabym pizgnąć jakieś pierwsze wrażenia z tego cuda, tylko że musiałabym pograć w to z tydzień, żeby nie było za goło pod względem doświadczeń, a jeden "obowiązek" w postaci Słodkiego Flirtu mi wystarczy. ... Kogo ja okłamuję, na pewno się złamię.

      Usuń
    2. Och, złam się, złam! Będę czekać z niecierpliwością na relację. Nawiasem mówiąc, prolog (aż do momentu wyboru chłopa) jest za free, więc można logować się bez obaw.

      Ja żałuję, że na ML nie ma forum, może sama zamieszczałabym jakieś wrażenia z rozgrywki, a czuję, że będzie co zamieszczać. W zasadzie nawet mnie trochę korci, żeby już zacząć grać - ostatecznie każdy typ i tak dostaje własną pulę punktów - ale obawiam się, że Beemoov nie był jednak na tyle oryginalny, żeby każdemu z panów dać znacząco różniącą się ścieżkę, a w takim układzie wolałabym jednak przechodzić historię typem, który nie będzie u mnie wywoływał chęci mordu (Włodzimierz ponoć już w pierwszym odcinku próbuje walnąć naszą bohaterkę, więc jego route zapowiada się nadzwyczaj uroczo). Kompletnie zresztą nie rozumiem tej dziwacznej decyzji o wypuszczeniu 1/3 obsady; pracujecie nad tą grą od dwóch lat i nie byliście w stanie dopiąć terminów na tyle, żeby wypuścić wszystkich na raz?

      ...No, chyba że to miał być taki chłyt materkingowy, w takim razie wyrazy współczucia, bo już teraz widać, że lada moment odbije się on czkawką. Śledzę wpisy na Wiki Słodkiego Flirtu i amerykański profil gry na fejsie i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, jak szybko uwagi z pełnych wyczekiwania "Och tak, wypuszczajcie, już, natychmiast!", po zaledwie kilku godzinach grania zmieniły się na "This sucks".

      Dostało się obu panom (nawiasem mówiąc, wyczuwam tu kolejnych ulubieńców lansowanych na wzór rudego PMSa), z których jeden to ponoć prostacki babiarz, który nieledwie gwałci bohaterkę, a drugi z trudem powstrzymuje się od rękoczynów i jest bucem do potęgi. Cóż, wygląda na to, że Beemoov wziął sobie za inspirację rozliczne YA, tylko nie zauważył, że przez ostatnie kilka lat trochę się jednak zmieniło i toksyczni partnerzy powoli przestają być trendy. Widać to zresztą w samych wypowiedziach graczek, które żałują, że nie mogą od razu iść kimś "milszym".

      Dostało się systemowi punktów, no ale umówmy się - to Beemoov i od czasów Uniwerka naprawdę nie ma co liczyć na to, że ta firma wykaże się rozsądkiem w kwestii przydzielania AP, aczkolwiek chyba nawet MCLU nie był pod tym względem tak krytykowany (tam bardziej rozchodziło się o ilość punkcików, tu dziewczyny płaczą, że system jako taki jest do dupy).

      Dostało się braku kustomizacji - mnie to szczerze mówiąc nie rusza, bo jestem z tych, co strój w Słodkim Flircie wybierają albo pod ilustrację, albo po cenie, a poza tym nie lubią się specjalnie bawić w układanie garderoby, ale wiem i rozumiem, ze dla sporej części graczek to poważny problem. Niechby już nawet nie dawali ciuchów, skoro nie chcą, no ale chociaż te trzy fryzury na krzyż to byłoby więcej niż nic, come on.

      Dostało się w końcu systemowi nagradzania ilustracjami - nie wiem, czy wiesz, ale Beemoov postanowił wykazać się nadludzkim sprytem i oszukać przeznaczenie (a zapewne i utrzeć nosa tym, którzy zamieszczają solucje i/lub przechodzą odcinki na YouTube), w związku z czym dostaliśmy to:

      "To acquire illustrations, there are many parameters that must be met. These may be affected by choices made in the current episode, but they may also be affected by choices made in previous episodes.
      Therefore, even if you follow a guide on the internet, it is possible that you won't obtain the illustration you hope for. Your progression in the game will be slightly different, preventing you from earning the illustration. This is not the result of a bug in the game."

      Generalnie, jestem pod sporym wrażeniem - to wszystko wygląda trochę na psychologiczno-socjologiczny eksperyment Beemoovu, w którym firma bada, jak dalece może przeciągnąć linę, zanim klienci powiedzą "dość". Osobiście zamierzam jednak zagrać - na ilustracjach mi nie zależy, pięć dialogów dziennie jakoś zniosę, moje analizatorskie serce wiele przetrzyma by zobaczyć, jak wielką scenariuszową patologię przygotowali nam twórcy.

      Usuń

Prześlij komentarz