Po wielu, wielu latach (czyt. pół roku) wreszcie zasiadam do
obiecanej recenzji The Shivah, na
którą co prawda raczej nikt nie czeka, ale gryzie mnie sumienie, bo powiedziałam,
że zrobię, a nie zrobiłam i piszę tutaj tak rzadko, że przynajmniej z
grzeczności mogłabym dotrzymywać słowa. Pierwszy krok wykonany – zasiadłam do
Worda i zaczęłam. Na drugim już się potknęłam – okazało się, że mam z tej gry
sześć screenów na krzyż i większość jest mało „recenzyjnych”, więc oprócz w
cholerę spóźnionej publikacji możecie opierniczać też fuszerkę. Ale idę w
zaparte! Skończę! Będzie! Dlatego podaruję już sobie wylewanie gorzkich żali i
przejdę do rzeczy. A ta nie prezentuje się wesoło: Russell Stone, długoletni rabin
pewnej nowojorskiej synagogi, lata gorącej i niewzruszonej wiary ma już (lub
chwilowo, jeżeli chcemy zakładać ten szczęśliwszy scenariusz) za sobą. Gdyby
tego było mało, jego coraz zgryźliwsze kazania odpędzają członków żydowskiej
wspólnoty, przez co nad jej miejscem spotkań zawisa widmo bankructwa. Chociaż
sam rabin nie ma się do kogo zwrócić ze swymi duchowymi problemami, to
przynajmniej problem upadającej synagogi zdaje się cudownie rozwiązać sam. Mianowicie
jeden z byłych jej członków umiera i pozostawia Russellowi spadek tak wielki,
że spokojne złagodziłby wszystkie bolączki finansowe organizacji. Najprostszym
rozwiązaniem byłoby przyjęcie pieniędzy, jednak Stone’a zaczynają ogarniać
wątpliwości. Dlaczego mężczyzna, który zerwał kontakty z synagogą dobre parę
lat temu, zdecydował się cokolwiek zapisać rabinowi? Zwłaszcza że przysłowiowe „co
łaska” w tym przypadku wynosi niezły kawał szmalu! Podobnego zdania jest
zresztą miejscowa policja, kwestionująca ten tak cudowny, jak i rzekomo
przypadkowy zbieg okoliczności. Russell decyduje się więc podjąć własne
śledztwo, przy okazji konfrontując się ze swoimi duchowymi wątpliwościami i
granicami, które jest w stanie przekroczyć, by osiągnąć cel.
Ciara stara się coś ugrać swoimi nierecenzyjnymi screenami, epopeja w kilku akapitach.
The Shivah to
pierwszy komercyjny tytuł, który Dave Gilbert stworzył już pod sztandarem Wadjet
Eye Games, tym samym torując drogę początkom chyba najbardziej znanej serii
studia – Blackwell Legacy. Opowieść o
rabinie-detektywie zwyciężyła w 2006 roku w zorganizowanym na piątą rocznicę
istnienia Adventure Game Studio w konkursie dla twórców-amatorów, a następnie
doczekała się kilku przeróbek, aby lepiej sprostać rynkowym oczekiwaniom.
Pomysł został rozwinięty: dodano więcej zagadek i dialogów, wydłużając tym
samym czas rozgrywki, a w 2013 wyszła The
Shivah: Kosher Edition, w której dodatkowo ulepszono grafikę i dźwięk, między
innymi poprzez ponowne nagranie kwestii mówionych. Wersja steamowa to właśnie Kosher Edition, czyli, „ultimate
experience” ogrywania przygód zatroskanego rabina i bez zaskoczeń tę ogrywałam,
dlatego wszelka krytyka odnosi się do stanu rzeczy obecnej w tejże. Ale jeżeli sami
znacie (super) twórczość studia Wadjet Eye Games, to wiecie, czego się
spodziewać: point’n’click w klimatach wpisujących się w dziedzictwo między
innymi takiego Gabriela Knighta, który zresztą pchnął mnie w ramiona tego
studia, gdy zaczęłam swoją przygodę z pikselowymi przygodówkami i bardzo mu za
to dziękuję, buźka, Gabciu. Większość czasu spędzimy więc na wyciąganiu z
opornych NPC-ów skrawków informacji, które to w końcu zaprowadzą nas do prawdy
po nitce do kłębka. Czy The Shivah
wyróżnia się czymś na tle swoich gatunkowych kolegów i koleżanek? Ohohoho,
jeszcze jak. Widzicie, to nie przypadek, że głównym bohaterem jest rabin,
ponieważ okazuje się, że wokół tego jednego faktu da się stworzyć całą
mechanikę prowadzenia rozmów. Rabini mają to do siebie, że najczęściej
odpowiadają pytaniem na pytanie i w niektórych przypadkach musimy uderzyć w tę
manierę, aby uzyskać preferowany wynik. Dave Gilbert zdradził, że pomysł na grę
ściśle powiązany jest z jego życiem oraz wychowaniem, bo chociaż sam już nie
praktykuje, to nadal czuje się mocno zżyty z żydowską kulturą. To cholernie
ciekawe i pomysłowe, zwłaszcza że dialogi poprowadzone są świetnie (zwłaszcza,
gdy ktoś zaczyna domagać się jasnej odpowiedzi zamiast słownych przepychanek),
ale jednocześnie bywa zdradliwe jak wszystko, co tak mocno siedzi w konkretnej
tematyce. Chociaż plansza rozpoczynająca zabawę daje nam podpowiedź odnośnie
przekornej natury rabinów, to właściwie tyle, jeżeli chodzi o pomoc dla ludzi
niewyposażonych w wiedzę o tym odłamie religijnym. Oczywiście trudno mieć
pretensje do gry o brak zaplecza kulturalnego odbiorcy, aczkolwiek pragnę
uczulić, że niektóre niuanse fabuły mogą wam najzwyczajniej w świecie umknąć. I
gdyby ktoś pytał (bo na pewno ktoś zapyta, gdy już jakimś cudem trafi na ten
blogasek i tę recenzję): nie, The Shivah
nie wpycha do gardła judaizmu jako Jedynej Słusznej Religii ani nie moralizuje.
Poza tym, że możesz dla odmiany nauczyć się o czymś, co nie wpisuje się
wyłącznie w twoje utarte ideolo, to jest to przede wszystkim detektywistyczna
historia o moralności. Fakt, niektóre pytania, które stawia gra, są dziś ograne
do granic możliwości, jednak w moim odczuciu nie tylko sam wątek główny kryminalny
trzyma się na tyle mocno, by skłonić ciekawskiego gracza do odkrywania jego
kolejnych kart, ale i Russell, pomimo swego dojmującego cynizmu (a może właśnie
dzięki niemu!), prezentuje się na tyle sympatycznie, że chcemy mu w tej podróży
towarzyszyć. To jeden z tych dojrzałych bohaterów, którym nawet lata
doświadczeń i powołanie potrafią nic nie poradzić na boleśnie prawdziwe
problemy i wątpliwości, co zawsze działa na mnie odświeżająco w obliczu powodzi
nastoletnich protagonistów ratujących świat od kosmicznego zła. Warto tutaj
wspomnieć, że mamy pewien wpływ na kreację rabina wynikający właśnie z głównego
motywu The Shivah: mówiąc najogólniej
i bez wchodzenia w spoilerowe tereny, nasz heros może być paragonem albo
renegade. Preferowany styl działania ostatecznie przełoży się na zakończenie,
które posiada trzy warianty.
Najlepsze jest to, że ta gra ma więcej sentencji w momentach, gdy na ekranie dzieje się więcej niż tylko stojący Russell, ale wiecie. Musiałabym wymyślić, żeby je zrobić.
Jeżeli przeraziło was odblokowywanie zakończeń w grze
tekstowej, to spokojnie: The Shivah jest
absurdalnie krótką grą, która zajmie wam wieczór, góra dwa (i naprawdę mam na
myśli „wieczór”, nie „pół dnia”). Dlatego tak mało wspominam o postaciach,
ponieważ w góra dwie godziny trudno stworzyć obsadę o głębi Rowu Mariańskiego
(chociaż złośliwie mogłabym rzec, że niektóre stugodzinne kolosy nawet tego nie
potrafią). Każdy bohater jest ściśle powiązany ze śledztwem i przeważnie stanowi
pomost do następnego podejrzanego albo świadka, dlatego nie liczcie tu na
rozległe portrety psychologiczne. Mimo to każdy spełnia swoją rolę w
przekonujący sposób i nie czuć, że wpadł tu tylko odbębnić kolejny event.
Krótkość wpływa też pozytywnie na zagadki utrzymane typowo w gilbertowym stylu:
zamiast wpychać ich milion, autor skupił się na kilku, ale za to solidnych i
pomysłowych. W sumie tylko jedna zmroziła mnie swoją naiwnością (ta z
włamywaniem się na maila), ale podejrzewam, że niektórzy i ją docenią, bo wymusza
myślenie typowo „outside the box”. I to tyle pozytywów, które można policzyć na
karb tych dwóch godzinek: mimo wszystko szkoda, że gra jest taka krótka, bo w
swoim gatunku może pochwalić się ciekawym gameplayem, a fabuła też wciąga.
Trochę gorzej przedstawiają się niektóre aspekty oprawy audiowizualnej. Pomimo faktu, że Kosher Edition to wersja „enchanced”, w
której co nieco odnowiono bardziej
rimejkowo niż remasterowo, modele postaci (zwłaszcza podczas ruchu) przypominają pierwsze części Blackwell, kiedy to jeszcze piksele dość
mocno gryzły po oczach. Pięknie za to prezentują się dopracowane portrety
postaci, co właściwie jest już stałą u Wadjet Eye Games. Podobały mi się też tła, zwłaszcza te, których potencjał wykorzystano, np. bar ze swoim nastrojowym oświetleniem albo biuro Russella z różnymi bibelotami. Niespecjalnie zachwycił
mnie dubbing, a raczej jego jakość: niektóre kwestie brzmią, jakby były czytane
w łazience albo innym pomieszczeniu o słabej akustyce, co boli, bo aktorsko jest
całkiem solidnie, wyłączając może ze dwie postacie, których gra wyraźnie
zgrzyta. Zastrzeżeń nie mam za to do ścieżki dźwiękowej. Tradycyjnie już nie
zanucę żadnego motywu, ale jej ciche, trochę przywodzące na myśl klimaty noir
smętne tony, rewelacyjnie wpisują się w motyw wewnętrznych przemyśleń Russella
i w gruncie rzeczy smutnych okoliczności towarzyszących odkrywaniu prawdy. Co
do tego, jak gra się spisuje na nowszych komputerach – mi zdarzył się co prawda
szczęśliwie tylko jeden bug, gdy dialogi gwałtownie przyśpieszały po wyjściu do
Steam Overlay i wyłącznie wycieczka do pulpitu naprawiała sprawę, ale na forum
Steama pojawiło się parę podniesionych głosów odnośnie np. ginącego dźwięku,
więc wiecie, może być różnie.
The Shivah to
fantastyczny owoc kultury Game Jamów, który w dobie dzisiejszego Wadjet Eye
Games może byłby dłuższy i bardziej rozwinięty. Ale nawet pomimo swej miniaturowości
udowadnia, że dobry pomysł to fundament na wagę złota i kurczę, lubię być
zaskakiwana w taki sposób, w jaki zaskoczyło mnie bycie rabinem. Jeżeli macie
chwilę czasu i wolicie mieć mniej, ale w świetnej jakości, to dajcie szansę The Shivah. Może nie do końca porywa
wykonaniem, za to fabułą i klimatem już tak, a to nie zdarza się zaraz tak
często w dzisiejszym game devie. A tak poza konkursem – hej, wywiązałam się!
Postaram się obiecaną Miss Fisher
zrecenzować już szybciej, tj. nie za kolejne pół roku.
Fajnie | Niefajnie |
---|---|
+ nieszablonowy bohater i otoczka; | - … choć chciałoby się tej ilości choć odrobineczkę więcej; |
+ możesz przegadać kogoś rabinem; | - nawet po „rimejku” animacje odstają od nowych gier studia; |
+ ciekawa fabuła; | - słaba jakość nagranych głosów; |
+ kilka zakończeń wynikających z obranego stylu gry; | - lubi mieć buga tu i tam. |
+ niebanalny klimat; | |
+ fajne zagadki; | |
+ ładne tła i portrety; | |
+ nastrojowa muzyka; | |
+ idzie w jakość, nie ilość… |
The Shivah: Kosher Edition
Producent/Wydawca: Wadjet Eye Games
Data wydania: 2006 (oryginał) | 2013 (Kosher Edition)
Platformy: Steam/PC/Linux/iOS
Komentarze
Prześlij komentarz