Michelle i Sam chyba nie mogłyby różnić się bardziej. Ta pierwsza to klasyczna dobra dziewczynka – po skończeniu przyzwoitej uczelni otrzymała bezpieczną pracę sekretarki w stabilnej firmie, wraca do domu przed ósmą i na prośbę (a raczej rozkaz) matki nie szlaja się po skandalicznych pubach i dyskotekach. Sam z kolei prowadzi wciśniętą między inne walczące o przetrwanie sklepiki wypożyczalnię kaset VHS, otwartą raczej pod wpływem natchnienia niż w wyniku utworzenia solidnego biznesplanu. Ale to nic, bo pomimo że dziewczyna sprowadza filmy, które ją interesują zamiast nośnych blockbusterów, to z powodzeniem starcza na paliwo do skutera i drinki w ulubionym klubie „dla pań”. Tymczasem w Hong Kongu lat 80-tych trwa duszące i hipnotyzujące lato. Neony nie gasną nawet późno w nocy, zastępując gwiazdy, których nie sposób dostrzec z ulic nigdy nieśpiącego miasta. Przypadkiem Michelle i Sam się spotkają. Przypadkiem między nimi zaiskrzy. Być może będzie to początek czegoś nowego – spojrzenia na świat, refleksji, kontaktu. A może nie. Może wraz z latem roku 1986 – jak z każdym poprzednim – skończy się coś jeszcze, pozostawiając po sobie tylko powiew nostalgii i widmo niewykorzystanych szans.
A Summer’s End – Hong Kong 1986 jest debiutancką visual novelką kanadyjskiego studia Oracle and Bone. Jak czytamy na stronie twórców, proces tworzenia poprzedził solidny research nad wyglądem Hong Kongu w ówczesnym okresie, rozwijającej się wtedy kulturze muzyki klubowej oraz rewolucji seksualnej. Wspominam o tym dlatego, bo choć przede wszystkim A Summer’s End jest opowieścią o raczkującym uczuciu pomiędzy dwoma kobietami oraz odkrywaniu siebie na nowo, to stanowi również pełną miłości laurkę dla czasów minionych, niezwykle ciekawych i barwnych na swój unikalny sposób. Sami twórcy w posłowiu dodają: „chcieliśmy zachować pewien obraz Hong Kongu dla potomności, by pokazać bogactwo i piękno tego kraju, zwłaszcza teraz, gdy przyszłość stoi pod znakiem zapytania”. Bez dwóch zdań udało im się zamknąć esencję zmieniającego się pod wpływem różnych przemian społeczeństwa w teoretycznie oklepanej historyjce z cyklu „girl meets girl” i gdybym miała wymieniać główne argumenty, dlaczego z tytułów tego pokroju wybrać właśnie A Summer’s End – Hong Kong 1986, to byłyby to kreacja świata przedstawionego oraz odzwierciedlenie atmosfery lat 80-tych. Fabule udaje się także za sprawą mimochodem wtrąconych konwersacji, teł, projektów postaci, czy wreszcie muzyki przemycić sporą porcję angażujących, realnych tematów geopolitycznych i społecznych. Scena, na której rozgrywa się historia Michelle i Sam, to trzeci aktor opowieści, który w swej kreacji nakreśla nam multum przemian zachodzących w tle, wpływających również na przeżycia naszych bohaterek. Np. obie panie poważnie zastanawiają się nad emigracją, ponieważ sytuacja ekonomiczna i polityczna jest bardzo niepewna; to też tłumaczy typowo angielskie imiona, które sobie wybrały, aby ułatwić w przyszłości kontakt z obcokrajowcami. Trudno oczekiwać od gry, by zastępowała lekcję historii, jednak zachwyca zręczność, z jaką scenarzyści wpletli w tutejszą fabułę kostium historyczny i jak umiejętnie go wykorzystują, by nadać dodatkowy koloryt całości. Imponuje mi takie posługiwanie się narzędziami literackimi; uważam, że dzięki temu udało się twórcom uczynić zadość swoim zamierzeniom i naprawdę pod tym względem warto się z ich propozycją zapoznać.
A Summer’s End pięknie rozlicza się ze swoim światem przedstawionym, a co z głównym daniem, czyli romansem? Zastosowano tu ciekawy zabieg pokazania przynajmniej części wydarzeń z dwóch perspektyw. Przez większość gry wcielamy się w Michelle, czasem jednak przełączamy się na Sam, by poznać jej punkt widzenia. Jeżeli jednak chodzi o podejmowanie decyzji, to jako pani sekretarka będziemy musieli dokonać wyboru, czy chcemy się w tę znajomość pakować. Jak już wspomniałam, relacje Michelle i Sam oparte są na typowym schemacie przeciwieństw: grzeczna dziewczynka spotyka się z rozrabiarą i coś może zaiskrzyć, ale nie musi. Pewnie przemawia przeze mnie cynizm, aczkolwiek cieszą mnie dwa zakończenia w grze – z jednej strony możemy oczywiście rzucić się w objęcia miłości i spróbować czegoś innego. Z drugiej to nie jest do końca cukierkowy romans. A Summer’s End za wątek lesbijski bierze się w sposób realistyczny – Michelle ma dużo wątpliwości co do nagłego zainteresowania przypadkowo spotkaną dziewczyną, relacja rozwija się powoli, a też nad bohaterką wisi widmo konserwatywnej matki, że o reputacji nie wspomnę. Sama Sam również nie jest przedstawiona jako idealna wybranka. Boże broń, to nie postać negatywna czy toksyczna, ale scenariusz ukazuje nasze heroiny w sposób bardzo ludzki, ze swoim bagażem wad, a także różnym podejściem do życia, które może nie odpowiadać tej drugiej. Zresztą i zakończenia nie dzielą się na dobre i złe. Nieprzypadkowo akcja Hong Kongu 1986 dzieje się latem, celując w ten efemeryczny stan wakacyjnej przygody, która może nią pozostać i nie ewoluować ponad szalone wspomnienie. Klimatycznie historia wchodzi więc na te tory – mamy tu wiele pierwszych razów, wychodzenia ze strefy komfortu, buntu i próbowania rzeczy zakazanych, momentów przesuwających granice wolności i ocierających się o beztroskę, jednak z pewnym napięciem, ponieważ bohaterki są dorosłe i niektóre słowa czy czyny niosą ze sobą konsekwencje. Choć sam szkielet historii opiera się na oklepanych fundamentach, opowieść błyszczy osobistym podejściem do postaci, ich umiejscowieniem w rozkosznie szczegółowym kostiumie historycznym oraz po prostu solidnym ich rozpisaniem. Nie przeszkadza też fakt, iż obie panie są naprawdę ciekawymi osobami (zwłaszcza Sam) ze swoimi zainteresowaniami, rozterkami i doświadczeniami, dzięki czemu z zaangażowaniem śledzi się ich perypetie.
Gra pod względem wykonania prezentuje się rewelacyjnie. Pierwsze w oko wpadają projekty postaci – są po prostu śliczne, tak bohaterki główne, jak i drugi plan, a Sam i Michelle często zmieniają garderobę (czasem nawet na jedną scenę!). Tutaj w ogóle należą się twórcom brawa, ponieważ ujrzenie dziewczyn w modzie z lat osiemdziesiątych to taki blast from the past, że aż człowiekowi się łza w oku kręci z tej nostalgii. Tła utrzymano w ciepłych, wyrazistych kolorach, nawet te rozgrywające się w nocy, ponieważ Hong Kong nigdy nie śpi. Oko cieszą więc wszędobylskie neonowe róże, czerwienie i pomarańcze, które naturalnie zazębiają się z klimatem dyskotek i klubowego życia, odgrywających ważną rolę np. w życiu Sam. Ciekawe zabiegi zastosowano, by nawiązać do stylistyki okresu – niektóre przejścia między CG imitują stosowane w ówczesnej kinematografii chwyty, samo menu również niesamowicie przypomina odpowiednie dla epoki szaty graficzne takich na przykład kaset VHS. Ilustracje obrazujące co ważniejsze momenty z gry są przepięknie narysowane, zachowane w tym samym stylu, co reszta gry, tak że szczęśliwie nic się ze sobą nie gryzie. W ramach easter egga możemy odblokować specjalne obrazki z bohaterkami pozującymi do plakatów i rozkładówek czasopism w stylu lat 80-tych. Tradycyjnie trudno napisać mi coś o muzyce – nie potrafię już zanucić żadnego przykładu, ale wiem, że podobnie jak szata graficzna, i ona dobrze wpisuje się w narzucony klimat przedstawionego okresu. Jednocześnie każdy kawałek dobrano z wyczuciem, więc sceny introspektywne pozostają odpowiednio nastrojowe, momenty w dyskotece ubarwiają brzmienia skoczniejsze, itd. Jeżeli miałabym wskazać jedną rzecz, która mi w A Summer’s End przeszkadzała, to byłyby to czasem dziwnie napisane dialogi. Ogólnie zdziwiłam się, gdy przeczytałam, że za całość odpowiedzialne jest studio kanadyjskie, ponieważ scenariusz czyta się w niektórych miejscach jak fanowskie skanlacje. Niektóre kwestie wyglądają jak kalki językowe popełnione przez tłumacza nieposiadającego wyczucia ojczystej mowy, na czym czasem cierpi flow dialogów. Na szczęście nie dzieje się to często – monologi nie posiadają tego problemu – szkoda tylko, że kładzie się to nieco cieniem na grze, której poza tym właściwie trudno cokolwiek zarzucić.
A Summer’s End – Hong Kong 1986 to taki motyl w bursztynie game-devu. Porusza wiele problemów, robi to mądrze, a jednocześnie stanowi barwny wycinek historii i przemian społecznych, prezentując oba te zagadnienia w ciekawy sposób. Imponuje także dokładność z jaką Oracle and Bone podeszło do swojego pierwszego projektu. Dzięki solidności ich debiutu naprawdę mam ochotę śledzić to studio, ponieważ po opowieści Michelle i Sam widać tu niezwykłe oko do szczegółów, że o ogromie talentu nie wspomnę. Gorąco polecam tę pozycję fanom lesbijskich romansów oraz osobom ciekawym tego, jak za sprawą tego medium można umiejętnie przekazać coś więcej niż samą opowieść ku uciesze mas.
Fajnie | Niefajnie |
---|---|
+ piękna laurka dla Hong Kongu roku 1986; | - okazjonalne zgrzyty w dialogach. |
+ czarujące, wyraziste bohaterki; | |
+ bogate tło historyczne i społeczne; | |
+ klimat lat 80-tych; | |
+ graficznie przepiękna; | |
+ technicznie bez zarzutu. |
A Summer’s End – Hong Kong 1986
Producent/Wydawca: Oracle and Bone
Rok wydania: 2020
Platforma: Steam/itch.io
Widzę, że Mała Dygresja przeszła mały lifting. Poprzednim razem gdy oddałem żabi skok do tej niszy, ten blog wyglądał zupełnie inaczej. Tak czy inaczej, jako wielbiciel VN i przygodówek point'n'click wpadam tutaj od czasu do czasu poczytać teksty o grach, o których nawet nie wiedziałem, że istnieją?! Jako że kolorowe i szalone lata 80 (era VHS, Miami Vice itd.) wywołują u mnie zawsze nostalgię A Summer’s End – Hong Kong 1986 kupiłem zaraz po przeczytaniu Twojej recenzji. Nie ukrywam, że skusiły mnie również te świetne ilustracje, z których wylewają się neonowe kolory. Mam nadzieję, że wrócę z Hong Kongu z równie pozytywnymi wrażeniami :)
OdpowiedzUsuńLifting wyszedł przypadkiem, ale to był najlepszy przypadek, jaki spotkał Dygresję w jej życiu. Namiary na autorkę tegoż z boku, zapraszam <3
UsuńMój sekret to przeszukiwanie Steama w poszukiwaniu dating simów oraz bycie hipsterem. A tak serio - nisza zdecydowanie częściej niż mainstream porusza interesującą mnie tematykę (cóż za zaskoczenie), więc tak jakoś się złożyło, że w tych tematach bryluję. I cieszy mnie, że czasami ktoś tu zwędruje i wyłuska coś interesującego, przynajmniej komuś się to przydaje poza mną i mojej potrzebie wyzwolenia strumienia myśli.
I ja również życzę jak najprzyjemniejszej rozgrywki! Klimat jest naprawdę świetny, myślę, że powinieneś być zadowolony prezentacją tego cuda.
Ach to była krótka, ale niezapomniana podróż! Z Hong Kongu powróciłem do rzeczywistości niechętnie i nie byłbym sobą gdybym nie przelał swoich wrażeń w formie recenzji - takie spostrzeżenia z perspektywy żaby. Klimat, kreacje postaci, muzyka - wszystko to trafiło we mnie idealnie. Świetna czytanka, na pewno teraz jedna z moich ulubionych!
OdpowiedzUsuń