Cebula Zone. If On A Winter's Night, Four Travelers


Świąteczny cud nastał w tym roku prędzej, a mianowicie a) wskrzeszam Cebulę Zone, ponieważ po miliardzie lat zeszłam z burżuazyjnego piedestału kupowania nowych Yakuz na premierę i przeszłam wartą opisania darmówkę; b) znalazłam w sobie tyle chęci i mocy, by skończyć trzygodzinną przygodówkę i nie zasnąć. Ze zmęczenia, nie znudzenia. Grałam w nią co prawda tydzień, ale oh well, pewne perki najwyraźniej się zmieniają przy przejściu z –ścia na –ści. Cóż ja dla was dzisiaj mam, zapytacie? Jakoś tak się zdarzyło, że pierwszy raz za sprawą uprzejmości i chwilowego powrotu dobrego smaku na popularne agregaty giereczkowych niusów, zamiast o kolejnej przecenie na Assassin’s Creeda poczytałam o If On A Winter’s Night, Four Travelers, zakrzyknęłam „mój ci on” i oto jesteśmy. Chociaż Steam przyzwyczaił nas już do swojego statusu wysypiska totalnego szajsu, to od czasu do czasu z zalewu kału uda wyłuskać się perłę, a potem przez godzinę zastanawiasz się, czemu ktoś wrzucił to na tę opuszczoną przez Boga platformę za darmo. If On A Winter’s Night, Four Travelers to klasyczna przygodówka point-and-click utrzymana w pikselowej oprawie graficznej, a za której powstaniem stoi dwuosobowy zespół Dead Idle Games. Jak zawsze jestem pod wrażeniem, ile da się zrobić w takim skromnym gronie, ponieważ całość stoi na niesamowicie wysokim poziomie. Być może już czkawką odbija wam się pixel art (trochę jak mi gry roguelike, które pojawiają się chyba na każdym możliwym pokazie, a w które nawet nie gram, bo to nie mój kubek herbaty), aczkolwiek ten w If On… wydaje się jeszcze bardziej sięgać do zamierzchłych lat gamingu. Jak dzisiejsze produkcje inspirujące się tą konkretną oprawą graficzną przeważnie ją uwspółcześniają, więc wiecie, to jest taki pixel art w HD i 4K, tak w dziele Dead Idle Games niektórym elementom brakuje detali (zwłaszcza modelom postaci), a rozmazania i umowności dodaje także niska rozdzielczość obrazu. 
 

Dlaczego o tym wspominam z taką pieczołowitością? Ponieważ mam przeczucie, że taki dobór zabiegów graficznych nie był przypadkowy. If On… gatunkowo klasyfikuje się jako horror i oprawa składa się na połowę magii tworzącej tutejszy niepokojący klimat. Zamknięcie obrazu w ciasnym okienku kawałka ekranu, a także genialne operowanie światłem i cieniem, przez które nigdy nie widzimy niczego wyraźnie, wprowadzają napięcie idealnie podkręcające emocjonalną duchotę scenariusza. Ten skręca w gotyk epoki romantyzmu – choć zdarzają się sceny krwawe i mocne (ale takie „Ciara dała radę spać w nocy” mocne, więc nie liczcie na żaden super ciężki gore), większość strachów wynika tu z nieprzewidywalności ludzkiej psychiki w wydaniu różnorakim. If On… prezentuje nam cztery rozdziały, z czego czwarty to właściwie tylko pointa („pointa”… ale o tym za chwilę) dla poprzednich trzech. I tak w pierwszej mierzymy się z faktem, że miłość i nienawiść to dwie strony jednej monety; w drugiej miotamy się w klatce własnego niedomagającego umysłu, czując osaczenie nawet w domowym zaciszu; w trzeciej, w iście lovecraftowskim stylu, spróbujemy rozwiązać problemy świata doczesnego, sięgając po pomoc przyjaciół z drugiej strony i oh boy, jakże fantastycznie nam to wyjdzie. Wszystkie opowieści stanowią przerywniki dla fabuły wydarzającej się w tle – każdy z bohaterów został zaproszony na bal maskowy odbywający się w pędzącym pociągu i referuje swoją historię pozostałym podróżnikom. To prowadzi do wspomnianej przeze mnie pointy w czwartym rozdziale i od razu ostrzegam, że nie każdego zadowoli. Teoretycznie pasuje do wydźwięku całości, ponieważ If On… łączy głównie klimat oraz okoliczności przykrych incydentów z udziałem protagonistów. Nie posiada za to jakiegoś poważniejszego motywu (ani długości), tak więc nie ma tu czego podsumowywać. Z drugiej strony zakończenia można łatwo się domyślić już na początku gry, bo to nie jest najbardziej zaskakujący zwrot akcji ever, co trochę kłóci się z kontemplacyjną naturą tego tytułu. Jednak to, po której stronie barykady staniecie, musicie już stwierdzić sami, do czego i tak zachęcam, bo to tylko trzy godziny, a dla klimatu warto. 
 

Na zakończenie chciałam wspomnieć jeszcze o samym gameplayu. Napisałam wcześniej, iż If On… nawiązuje do klasyki gatunku, aczkolwiek przygodówkowi wyjadacze mogą się nieco zawieść. Po pierwsze nie mamy tutaj ekwipunku – jeżeli postać potrzebuje jakiegoś przedmiotu do zdobycia czegoś innego (na przykład rozbicia szyby), to jest to jedyny moment, gdy możemy coś wziąć i wejść w stosowną interakcję. Szczerze powiedziawszy, urzekł mnie ten realizm, ponieważ zamiast chodzić z toną śmiecia, bohater(ka) potrafi wziąć pogrzebacz i wykorzystać go wtedy, gdy sytuacja tego wymaga, a potem rzucić go w kąt i tak po ludzku cieszy mnie ta prostolinijność (chyba trauma po łamigłówkach ekwipunkowych z Deponii dalej trzyma mnie mocno). Jednakże i te zagadki („zagadki”) środowiskowe, jak i te, w których musimy połączyć fakty lub uważać na to, co mówi postać, aby nie pogubić sekwencji sceny, są dość proste i liniowe, tak że osoby lubiące główkować nie mają czym się tu napocić. I skoro już o technikaliach mowa, to gra ma jedną wadę – mianowicie bohaterowie nie potrafią biegać. Jest to zwłaszcza irytujące w drugim akcie, gdzie przemierzamy wzdłuż i wszerz długie korytarze wielkiej posiadłości po kilka razy i choć przy zmianie pomieszczenia If On… zaczyna rozumieć, że może być to cokolwiek nużące i wprowadza teleport swego rodzaju, to i tak przejście od jednego hotspota do drugiego zajmuje wieki. Poza tym jednym mankamentem polecam się zapoznać z If On The Winter’s Night, Four Travelers – to jeden z tych urokliwych tytułów, który jacyś szaleńcy rozdają za bezcen (ale można wesprzeć ich na Steamie, that’s nice). Na Halloween jak znalazł!

If On The Winter’s Night, Four Travelers

Rok wydania: 2021
Producent/Wydawca: Dead Idle Games
Platforma: Steam/itch.io

Komentarze

  1. Hejooo! Jako że przygodówki point and click to część mojej absolutnie cudownej młodości to przeczytałem ten wpis z przyjemnością i tytuł dopisuje na listę gier do ogrania w nieDALEKIEJ przyszłości. Jeśli ukończenie całości zajmuje tylko te trzy godzinki, to If On The Winter... powinno szybko opuścić moją ogromną kupkę wstydu, chociaż sama wiesz jak to jest z ogrywaniem gier z –ścia na –ści. Chyba bardziej sprawia mi już radość kupowanie VNek po bardzo atrakcyjnych cenach niż ich ogrywanie, a sezonowe i okazyjne promocje sprzyjają cebuli. Ostatnio znowu mnie naszło na coś odchylonego od normy - coś, czego w szeroko pojętym mainstreamie nie uświadczę. Zapuściłem się nawet w rejony Manga Gamera i JastUSA. Gdy odurzony przedarłem się przez gąszcz produkcji z gatunku porno i duszno w jednym z tych rozpustnych zakamarków znalazłem (chyba) to, czego szukałem! Kara no Shojo z naciskiem na The Second Episode okazało się moim objawieniem. Akcja czytanki osadzona pod koniec lat 60 i te cudne wykonanie - charakterystyczna, niepokojąca kolorystyka bardzo do mnie przemawia. Ściągnąłem sobie trial i tutaj ciekawostka - wersja próbna nie jest częścią pełnej gry tylko coś w rodzaju prologu, osobnego opowiadania. Podobnie jak If On The Winter..., obie części Kara no Shojo można zaszufladkować jako horror z dużą domieszką slice of life. Zastanawiam się nad zakupem jedynki i dwójki, ale najpierw muszę sobie zaplanować dużo wolnego, aby w spokoju i co najważniejsze wyspany odciąć się od świata i doświadczyć (mam nadzieję) historii, która szybko nie wyleci mi z głowy. Jak Ciara grała/słyszała o tym tytule, to żaba z wielką chęcią pozna hipsterską opinię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani mi nie mów o nieDALEKIEJ przyszłości - kiedyś co wyprzedaż kupowałam po pięć tytułów, które najbardziej mnie interesowały i "zaraz na pewno przejdę!". Yhm, do dziś nawet ich nie zainstalowałam. Tak więc zaliczone If On... to jest niebotyczny wręcz sukces.
      Kara no Shoujo nie znam, ale przejrzałam na Steamie i siup, wskoczyło na wishlistę. Producent, Innocent Grey, ma na koncie moja ulubioną serię yuri Flowers, a także ewangelizowane przez Junkiego The House of Fata Morgana (muszę to też w końcu kupić i ograć, jak obiecałam), więc jest szansa na wysoki poziom wykonania. Dzięki, Żabciu, wygląda na quality tytuł; miejmy nadzieję, że dojdę do niego w tym millenium.

      Usuń

Prześlij komentarz