Demony bez koszuli, would you look at that. Recenzja Demonheart: Ice Demon

Shar, młoda wiedźma specjalizująca się w białej magii, została wytypowana na uczennicę wielkiej i utalentowanej sztukmistrzyni, Eniri S’yke. Konkurencja nie stanowi zagrożenia, gdy jej nie masz w małej pipidówie na końcu oceanu, ale nieważne na jakich zasadach, ważne, że przyniesiesz cześć swojej wiosce i rodowi. Niczym studentka pierwszego roku, przed którą rozciąga się wizja pięknego świata wolności i niezależności, Shar pełną piersią chłonie atmosferę wielkiego miasta (a przynajmniej wielkiego w porównaniu z dwoma lepiankami w jej rodzinnej miejscowości pośrodku niczego), na którego ulicach imię Eniri wymawia się tak z czcią, jak i pewną rezerwą. Wnet dziewczyna przekonuje się, dlaczego – po przybyciu do dworu S’yke’ów okazuje się, iż szkolenie obejmować będzie wiedzę ukierunkowaną na sprawy bardziej złowieszcze niż mieszanie potek +1 i wkładanie run do ekwipunku. Eniri mianowicie przetrzymuje pod kluczem demona w nadziei, że ten pomoże jej pozyskać tytułowe demoniczne serce i zaklęte w nim moce. Z zainteresowań czarownicy nie jest zadowolony jej brat Sirath; nie jest też zadowolony z obecności Shar, bo dwie wiedźmy w jednym pomieszczeniu to podwójny ból głowy, ale co on tam wie, ty sama podejmiesz decyzję, czy będziesz się uczyć do tego kolokwium z przystojnym demonem jako korepetytorem, czy może jednak całkowicie zmienisz kierunek. I może na więcej niż jeden sposób!

No już-już, nie rozpędzaj się. NAJPIERW DEMONY

Ice Demon to kolejna cegiełka do uniwersum Demonheart, której istnienie niezwykle mnie cieszy, bo na wieści o grach z półnagimi demonami reaguję szybciej niż na własne imię (czyli prawie tak samo jak na wiktoriańskie yuri). Na samym początku należy odpowiedzieć na palące pytanie – jak w utarty kanon wpisuje się Ice Demon? Jako że minęło sporo czasu, odkąd zagrałam w dwie poprzednie części, które składały się na spójną i (pozornie) skończoną całość, początkowo sądziłam, iż nowa odsłona to tzw. gaiden, czyli historia osadzona w uniwersum, oparta na tym samym lore, ale ostatecznie nienawiązująca do fabuły z Bright w roli głównej. Jednak graczki z lepszą pamięcią niż moja szybko wyłapią znane imiona i odniesienia, trafnie dochodząc tym samym do wniosku, iż Ice Demon to jednak prequel do wydarzeń znanych z pierwszego Demonheart. Iiii, obawiam się, nie wychodzi to grze na plus. Ale po kolei.

Oho, chowajcie towary - lepkie ręce przybyły.

Zgodnie z kierunkiem, jaki obrała seria, Ice Demon pozostaje mrocznym romansem o silnych kobietach stanowiących o sobie. Shar rozpoczyna na straconej pozycji – nowe miejsce, nowe twarze i nowa rzeczywistość, w której nie wszystko jest tym, czym się wydaje, sprawiają, że dziewczyna musi prędko zebrać jak najwięcej informacji, aby mieć przynajmniej ogląd dostępnych możliwości. Gra toczy się o najwyższą stawkę – Eniri powoli traci kontrolę głównie nad samą sobą, przez co stwarza śmiertelne niebezpieczeństwo dla wszystkich wokół, i naszym zadaniem będzie przetrwać jakoś tę jazdę bez trzymanki, jednocześnie próbując coś ugrać w zaistniałym marazmie. Ice Demon oferuje dwie ścieżki fabularne z czterema zakończeniami; w niektórych momentach możemy z nich zboczyć, by odblokować kilka endingów specjalnych. Nasza droga uwarunkowana zostanie głównie tym, komu zdecydujemy się zawierzyć – niestety próżno szukać tu rozwoju charakteru jak u Bright. Ten stan rzeczy szczęśliwie osładza fakt, iż Shar to wyjątkowo wdzięczna bohaterka. Chociaż brak jej doświadczenia, posiada mnóstwo zdrowego rozsądku oraz wiedzy przekazanej przez matkę-wyrocznię. Potrafi być silna i konkretna, kiedy trzeba, a fabuła właściwie nigdy nie pakuje nas w sytuacje, gdy nie mamy nic do powiedzenia, bo akurat w tej chwili przypadła nam rola damy w opałach. Możemy modyfikować nieco charakter Shar przy niektórych wyborach, chociaż decydują one raczej o ścieżce, na którą wejdziemy niż na jej zachowanie, ale to na tyle tyle czarująca postać, że nie mam grze za złe ograniczenia tej opcji. Interesujący są też pozostali bohaterowie: wielką siłą scenariusza jest świetny pacing intrygi i umiejętne wprowadzanie nowych informacji, co znajduje też odzwierciedlenie w tym, jak odbieramy poszczególne dramatis personae w różnych momentach fabuły. Dość powiedzieć, że prawie każdy nie jest tym, kim na pierwszy rzut oka się wydaje, a ratunek może przyjść z nieoczekiwanej strony, co sprawia, że historia trzyma w napięciu do samego końca. Nie zamierzam zdradzać więcej, gdyż większość uciechy tutaj to odkrywanie kto z kim i dlaczego – jak oryginalne Demonheart stawiało na akcję i niejako bycie „filmem drogi”, tak Ice Demon skupia się na rozwiązywaniu kilkupoziomowej intrygi, a byłoby to nie lada nieeleganckie z mojej strony na dzień dobry powiedzieć, że zabił lokaj, prawda?

To musiała być niesamowita impreza.

Technicznie gra wypada solidnie, choć nie liczcie na fajerwerki. Klejnotem w tej koronie jest niewątpliwie voice-acting – wszyscy aktorzy brzmią wybornie, zwłaszcza Esmius i Sirath. Szkoda więc, że nie pokuszono się o udźwiękowienie całej gry, tylko paru scen i wokalnych zajawek. Rysunki postaci są w większości przepiękne, nie licząc jednego przypadku odrobinę przesadzonej anatomii. Jedyny w nich minus to taki, że bohaterowie mają ze dwie emocje na krzyż i tyle. Podobnego niedosytu dostarcza liczba CG. Ice Demon może nie jest specjalnie długą grą, ale pomimo tego miło byłoby zobaczyć ilustracje przedstawiające coś więcej niż tylko kilka zbliżeń między kochankami. Niestety tutaj też należy wspomnieć o ogromnym niedopatrzeniu – gra nie posiada galerii, więc nie możemy ponownie obejrzeć odblokowanych obrazków bez przechodzenia danej ścieżki ponownie. Świetnie prezentują się za to różnorodne i idealnie oddające miejsce akcji tła. Podoba mi się zwłaszcza ich kolorystyka, szczególnie gdy przebywamy w porcie lub na targu, a także mnóstwo bibelotów porozkładanych na półkach i szafkach, które dodają charakteru każdej lokacji. Nie powiem wam nic szczególnego o muzyce – pamiętam z niej jedynie to, że pasowała do atmosfery. Poza tym mamy tu do czynienia ze standardowym plumkaniem w tle, którego największą zaletą jest to, że nie przeszkadza w odbiorze fabuły. Na osobne słowa uznania zasługuje interfejs. Może nie jest to poziom wymuskania jak w większości gier od mojej ulubionej ebihime, lecz im dalej w las starczego zgrzybienia, tym bardziej doceniam przejrzyste i wielkie czcionki, więc 10/10, przeczytałabym te smakowicie wyraźne zgłoski na granatowym tle jeszcze raz.

Bad endingu, nadchodzę! Dziarskim krokiem i z otwartymi na oścież ramionami!

No dobrze, potrzymałam was w niepewności przez tych kilka akapitów, czymże mi więc ta gra zawiniła? Cóż, Ice Demon ma taki niestandardowy problem, że były przed nim inne Demonhearty. W izolacji, jako tytuł bez zaplecza, to przyzwoity przedstawiciel dojrzalszego otome czy VN-ki. Niestety w porównaniu z poprzedniczkami wypada przeciętnie – nie posiada tej samej skali ani wykończenia, co ambitniejsze Demonheart i Hunters, więc jeżeli w serii urzekły was też/głównie kierunek artystyczny i pomysł, to niestety Ice Demon nie tylko im nie dorównuje, ale też nie odstaje specjalnie od jakości innych visual novelek, których na pęczki na scenie indie. Nie przeszkadzałoby mi to aż tak, gdyby rzeczywiście był to spin-off dorzucający cegiełkę do istniejącego uniwersum. Nie jestem w stanie tego do końca wytłumaczyć, ale projekty na mniejszą skalę i eksperymentujące z innymi, może bardziej wytartymi schematami byłyby dla mnie łatwiejsze do strawienia, gdyby z lżejszym sercem dało się je pominąć bez uszczerbku na znajomości fabuły. Teoretycznie nie musicie przechodzić tego prequela – odnosi się on jedynie pośrednio do historii Bright, tocząc się X lat przed jej przygodami, ale waga wydarzeń jest tu większa niż w zwykłym, opcjonalnym gaidenie i nie potrafię tego przeskoczyć. Zwłaszcza, że jedno z zakończeń wyraźnie staje okoniem względem kanonicznej przyszłości, co neguje cel gatunku „choose your adventure”.
Demonheart: Ice Demon to solidna visual novel z wyrywaniem demona w tle, która studzi nieco zapał po odważniejszych kreatywnie poprzedniczkach. Jeżeli chcecie więcej tego uniwersum – mimo wszystko polecam, nie spodziewajcie się tylko rozbuchanych autorskich silników czy wyróżniania się w tłumie innych przedstawicieli gatunku. Ja jestem łatwa, więc na widok gołych demonicznych klat sięgam po portfel szybciej, niż zdążę pisnąć „hamanahamanahamana”. Wszystkim innym nie odradzam zrobienia tego samego, aczkolwiek proponuję utrzymać jajniki na wodzy i poczekać do przeceny. A tymczasem do kolejnego Demonheart, które już migoce na horyzoncie! BĘDZIE RYZE O HO HO HO

Fajnie Niefajnie
+ trzymająca w napięciu intryga; - "mamy Demonheart w domu";
+ czarująca Shar; - mało CG i brak galerii;
+ ciekawi i złożeni bohaterowie; - tylko częściowy voice-acting.
+ pod względem technicznym to kawał rzemieślniczej roboty;
+ świetny voice-acting;
+ możesz zostać nałożnicą demona.


Demonheart: Ice Demon
Producent i wydawca: Rolling Crown
Platforma: Steam/Itch.io
Rok wydania: 2022
Screeny pochodzą ze strony w sklepie Steama (moje chyba przepadły przy przenosinach na nowy sprzęt).

Komentarze