Safe, sane and consensual w kosmosie. Recenzja The Symbiant

 

Rok 5066. Ludzkość wyruszyła na podbój kosmosu i poszło jej tak dobrze, że na obce planety podróżuje się jak na wakacje nad morze, handel między rasami kwitnie, a nowe cywilizacje są skrupulatnie odkrywane i poznawane. W takiej rzeczywistości zastajemy głównego bohatera naszej opowieści, czyli Danyę – dobrego chłopaka z Ziemi, zarabiającego na życie jako międzyplanetarny kurier do wynajęcia. Na pokładzie zaufanego Amaratetu towarzyszy mu najlepsza przyjaciółka i mechaniczka Juniper, ukochane rośliny oraz zapas racji żywnościowych, co by nie umrzeć w kosmosie jak frajer. Zwłaszcza, że ostatnia wyprawa skończyła się dla naszych podróżników (a zwłaszcza statku) tak licho, iż w oczy zagląda widmo jedzenia zupek w proszku przez kolejnych parę lat. Wtem z nieba spada zlecenie idealne. Misja: przewieźć jedną (1) osobę z bagażem do sąsiedniej galaktyki. Droga: łatwa i przyjemna. Zapłata: sowita na tyle, że może nawet uda się wyposażyć Amaretat w działo albo dwa. Co prawda Danyi zapala się czerwona lampka, gdy klient wymiguje się od odpowiedzi na temat natury tajemniczego ładunku, ale komuż z nas nie wyłączył się mózg na widok pięknego nieznajomego? A zresztą sam powiedział, że to nic nielegalnego, weź nie drąż tematu. Po dopełnieniu formalności Brahve, bo tak ma na imię tymczasowy członek naszego wesołego party, dołącza do załogi, a między panami wkrótce zaczyna iskrzyć. Jednakże nim Danya zdecyduje się na zrobienie wielkiego kroku dla ludzkości w budowaniu relacjach międzyrasowych, będzie musiał zaliczyć test z tolerancji i/lub dowiedzieć się organoleptycznie, czy rzeczywiście człowiek przyzwyczai się do wszystkiego. 

 No nareszcie jakieś dobre wieści!

Przysięgam, że nie dobieram tych gier tendencyjnie, tak się akurat zdarzyło, że prawie w tym samym czasie zadebiutowały dwie gry z niebieskimi absami w roli głównej. The Symbiant oczarował mnie na poziomie dema, które zadebiutowało na jednym ze Steamowych festiwali – gdy nadszedł dzień premiery, kupiłam to cudo tak szybko, że serwer nie skończył buforować plików. Pytanie zatem brzmi, czy było warto (kochać tak)? Ohohohohoho, drogie dzieci. JESZCZE JAK. The Symbiant przedstawia się rewelacyjnie praktycznie na każdej płaszczyźnie, od fabuły począwszy, a na technikaliach skończywszy, zacznijmy więc od przeglądu wszystkich zalet. Jak napisałam we wstępie, historia skupia się na rozwoju uczucia pomiędzy Danyą i Brahve’em, i de facto jest to jedyny prominentny wątek w grze. Jednakże do zwyczajowego smalenia cholewek dochodzi istnienie tytułowego symbionta, który z tych czy innych powodów stanowi z niebieskim kosmitą nierozerwalną „drużynę”, więc albo bierzesz ich oboje (obu?), albo wcale. Romans opiera się tu na poznawaniu własnych granic, wychodzeniu sobie naprzeciw oraz tolerancji. Podoba mi się pieczołowitość oraz wyczucie, z jakim scenariusz podchodzi do zaistniałej sytuacji. Oczywiście zachodzą nieporozumienia, a niektóre rzeczy trzeba przegadać (a potem i tak dalej zachodzą nieporozumienia, o czym za chwilę). I postacie rzeczywiście to robią – Brahve regularnie wyjaśnia wszelkie zawiłości związane z niecodzienną unią, a Danya próbuje podejść do wszystkiego z otwartym umysłem, nie wpadając przy tym w pochopne oceny. Tercet egzotyczny dopełnia Juniper, która występuje nie tylko jako głos rozsądku hamujący nieco buzujące uczucia przyjaciela, ale także osoba o szerszych horyzontach i większej wiedzy na niektóre tematy. Oraz po prostu jako ramię do wypłakania się albo życzliwe ucho do wysłuchania, co przyda nam się w niektórych endingach, bo nawet najlepsze intencje może zgubić ludzka głupota tudzież chwila słabości. 

Aaah, she knows what's up.

Jak zapewne zdążyliście się domyślić, postacie stanowią kolejny mocny punkt The Symbiant. Danya na pierwszy rzut oka wydaje się wpadać w archetyp Protaga McProtaga i Bohatera Takiego Jak Ty – ludzki protagonista, miły i mało inwazyjny chłopak z brakiem większych dokonań na swoim koncie. Jednakże scenariusz zgrabnie wypełnia ten szablon szczegółami, zainteresowaniami oraz emocjami na tyle ciekawymi, że ratuje nasz awatar z cmentarzyska postaci zajmujących niczym schnąca farba. Brahve, tutejsza flama do wzdychania, jest ASGDHFSDOWSD HNNNNNNNNNNNNNG TAKA PIĘKNA, że o boże. Poza tym to najbardziej zniuansowany bohater gry – poza urodzeniem się w dość zamożnej rodzinie, życie przekopało go na milion sposobów. Z drugiej strony Brahve nie chce pozwolić, aby jego charakter i podejście definiowały porażki, tak więc choć trzyma inne osoby nieco na długość ramienia, to pragnie ułożyć sobie życie z potencjalną drugą połówką i znaleźć sposób na kontynuowanie prac w obranym zawodzie. Wielką siłą tej postaci są jej wady – choć gra mogłaby z niego zrobić partnera idealnego i wydmuszkę do simpowania, to unika tej pułapki. Danya potrafi być naiwny i prosty do bólu; Brahve z kolei w swoich najgorszych momentach jest kąśliwy, zgorzkniały i czasem nawet wyrachowany, co dodaje obu bohaterom głębi, a historii więcej soczystego dramatyzmu. Tej wielowymiarowości próżno szukać u Juniper, aczkolwiek nie blednie przez to na tle głównych gołąbeczków. Po prostu jako postać niestojącą w centrum wydarzeń cechuje ją chłodniejsze podejście do sytuacji. Nic straconego jednak, ponieważ i o niej fabuła nie zapomina, nakreślając nam jej przeszłość, a także podrzucając parę faktów z prywatnego życia. Pewnie zauważyliście, że nic nie piszę o drugiej połówce Brahve’a. No cóż, jest ku temu dobry powód, a także deal breaker, od którego pewnie niektórym automatycznie zamarzną jajniki. Chyba jeszcze jasno tego nie napisałam, ale The Symbiant to Boys Love i są SCENY. Co prawda szczegóły widzimy dopiero po ściągnięciu darmowego patcha 18+, ale nawet i bez niego dobrze wiemy, co zachodzi. No to jeżeli przybywacie tu w poszukiwaniu klasycznego gejowskiego seksu, to trochę nie ten adres. Symbiont Brahve’a to tentacle monster – myślę, że to żaden spoiler, bo w piętnastej minucie rozgrywki już dobrze wiadomo, w którym kierunku to wszystko zmierza (na poziomie menu, jeżeli zainstalujecie patch) – co gra radośnie wykorzystuje wy już wiecie w jaki sposób. JEDNAKŻE. Gdybyście powiedzieli mi kiedyś, że zagram w porno z totalnie hentajową premyzą, która będzie wstępem do najbardziej rozwiniętej dyskusji na temat consensual sex i związków poliamorycznych, jaką przeczytałam (dotychczas) w giereczkach, to bym za Chiny Ludowe nie uwierzyła. But here we are, więc o ile nie zamierzam nikogo przekonywać, by otworzył się na tentakle, jeżeli wzbudzają w nim nie te uczucia, co trzeba, to jednocześnie informuję, że The Symbiant nie wprowadza ich wyłącznie jako fetyszu. Oczywiście wciąż mowa o yaoi porno, więc nie udawajmy, że będziemy w nie grać z obiema rękami na stole; przyjaciel Brahve’a wpadł też w tym konkretnym celu, nie czarujmy się. Mimo to tak, jest tu jakaś podbudowa i to mocno solidna, dlatego dla tej wartości naddanej polecam ten tytuł.

 Ja się rozpuściłam już trzy gry temu z przystojnymi kosmitami/demonami, od dawna nie ma czego zbierać.

Czas na skupienie się na stronie technicznej The Symbiant i cóż, mogłabym napisać, że wszystko jest super i to by wystarczyło, ponieważ rzeczywiście wszystko JEST super. Ale przynajmniej udawajmy, że mamy do czynienia z porządną recenzją, so here we go – graficznie gra prezentuje się wyśmienicie. Tła są schludne i szczegółowe, i idealnie nakreślają miejsce akcji. Najbardziej podobały mi się kwatery chłopców oraz punkt widokowy, gdzie możemy obejrzeć roślinki Danyi. Same sylwetki postaci wyglądają przefantastycznie: Brahve jest HNNNNNNNNNNNNNNNNNNNNNNG, to już wiecie, wszystkie inne postacie także. Chylę czoła rysownikowi, bo nie tylko dysponują świetną kreską, ale także narysował dla nas kilka różnych wersji każdej postaci, od ubrań po emocje (poza Juniper, która zawsze chodzi w tym samym, aczkolwiek dzięki temu możemy popodziwiać jej super mięśnie, 10/10). CG są super, tak te grzeczne, jak i te niegrzeczne. Nikt nie wygląda off-model, a samych obrazków jest naprawdę sporo, biorąc pod uwagę, że cztery godziny starczą, aby obejrzeć w grze wszystko. No i last but not least, voice-acting. Jeżeli jesteście fanami dublażu w visual novelkach, to śpieszę donieść, że The Symbiant został w pełni udźwiękowiony. W PEŁNI. Yhm, wy już wiecie, co to oznacza, NSFW od A do Z, i może jeszcze jakaś literka się tam zmieści (na przykład LGBTQIAP, ayyyyy, am I right?! Okej, już kończę). Jakość dubbingu stoi na niesamowitym poziomie – każdy aktor dał się z siebie wszystko i nikt nie nagrywał w jaskini, co nie zawsze jest takie oczywiste. O muzyce tradycyjnie nie mam nic do powiedzenia. Nie pamiętam jej zupełnie, co oznacza, że spełniła swoją rolę idealnie, nie przeszkadzając w odbiorze całości.
Dziżas krajst, nawet jeszcze nie połówka za nami, a ja już mam z dziesięć gier do listy Najlepszych Roku 2023. Gdybym robiła ranking z medalami, to bez wątpienia The Symbiant znalazłby się na jednej z najwyższych lokat. Nie wiem, czy najwyższej, wszak mamy jeszcze siedem miesięcy do końca roku, więc wszystko może się zdarzyć, LECZ. Takiego dobrego BL potrzebowałam i HeartCoreDev dowiozło w zupełności. Świetna historia, dobra i zdrowa erotyka, wizualny majstersztyk oraz ciekawe zastosowanie ogranych schematów w praktyce składają się na tytuł dopracowany i pełen serca, którego tak szybko nie zapomnę. Zwłaszcza że na koniec roku (lub początek następnego w zależności od tego, czy development się przedłuży) będziemy mieć przyjemność powrócić do naszych kosmicznych gołąbeczków w dodatku The After Stories. Och, ależ będzie grane, aż mi się procesor spali, zobaczycie!

Fajnie Niefajnie
+ wciągające, inkluzywne love story; - no są tentakle, niektórzy tego nie przeskoczą.
+ hentai z zasadami;
+ bohaterowie z krwi i kości;
+ fantastyczna oprawa graficzna i reweleacyjny voice-acting;
+ nie musieli robić z Brahve'a aż takiego lachona, a i tak zrobili, szaleńcy.


The Symbiant
Producent i wydawca: HeartCoreDev
Rok wydania: 2023
Platforma: Steam/Itch.io

Komentarze