I can fix him, czyli mój ranking ścieżek z Cupid Parasite

 
Ach, lubię te posty, bo przypominają mi najlepsze czasy zjeżdżania chińskich bajek na forach, aż czuć ten powiew nostalgii unoszący się na wietrze. A że wygląda na to, że Dygresja weszła właśnie w Otome Arc, to niedługo spotkamy się w jeszcze jednym takim tekście (a wcześniej recenzji), nim wrócimy do wzdychania do Forspoken. Jednakże ad rem – jak obiecałam, tak zrobiłam i oto przed wami mój ranking ścieżek z wyjątkowo udanego rom-coma, czyli Cupid Parasite! Kto czytał recenzję, ten już wie, który route wyląduje na szarym końcu, ale wciąż mamy jeszcze cztery pozostałe do obstawienia, prawda. Tak więc nie przedłużajmy, oczywiście TYTANICZNE SPOILERY do całości. Enjoy~

5. Gilbert Lovecraft
No nie wiem, czy będzie ci tak do śmiechu, kiedy cię już zamknie w klatce.

Fandom jest mocno podzielony co do odbioru tej ścieżki – nie okłamię was zbytnio stwierdzeniem, że naprawdę połowa graczek uważa romans Gila za uroczy i dobrze napisany, podczas gdy ta druga krzywi się na każdy widok jego niewolniczego uwielbienia wobec głównej bohaterki. Jeżeli miałabym podejść do oceny obiektywnie, to skłonna byłabym orzec, iż prawda stoi gdzieś pośrodku. Zrządzeniem losu Lynette po zejściu na Ziemię ostaje się pokój wynajmowany na spółę z Gilbertem (nieco później do party dołącza Claris, dopełniając ich studencką paczkę). Wychowywana w boskich warunkach Kupidynka nie ma zielonego pojęcia o ludzkich zwyczajach, potrzebach czy kurtuazji, więc już wiecie, w którą stronę to wszystko zmierza. Stety lub niestety trafia na megauczynnego Gila, który miota się między chęcią pomocy, matczyną opieką a białorycerzeniem i o ile jego wkład w przystosowanie Lynette do życia w Los York okazał się nieoceniony („biedna, pewnie jest na wymianie albo to jakaś bogaczka, której całe życie wszystko podstawiali pod nos!”), o tyle w momentach, gdy widać, że chłopak wkręcił się aż za bardzo w bycie ojco-brato-wybawicielem, to już trochę trudno się na to wszystko patrzy. Gra próbuje nieco usprawiedliwić jego zachowanie poprzez wprowadzenie wytłumaczenia z cyklu „a bo to czary i magia” (o czym później), ale jednocześnie prawie każdy monolog wewnętrzny Gilberta oparty jest na jego niespełnionej miłości do Lynette i nie możemy tak jawnie wycofać się z tej interpretacji, no bo wtedy to nie będzie prawdziwe uczucie, prawda, tak że… Ech. Nigdy nie dochodzi do żadnych patologicznych zachowań (nawet bad endy są mało inwazyjne i utrzymane w komediowym tonie), więc nie musicie się obawiać, iż zza krzaka wychynie nagle zamykanie w klatkach. Poza tym lojalnie muszę stwierdzić (bo w końcu skądś się te pozytywne opinie wzięły), że w momentach, gdy Gilbert staje się samoświadomy, to scenariusz wpada w naprawdę spoko rejony. Lovecraft wie, że ma problem – nie potrafi sobie z nim poradzić i wiecznie wraca do punktu wyjścia, ale wciąż, zachodzi w tej łepetynie jakaś refleksja – i wie też, że może Lynette go nie chce, bo poza swoim niewolniczym oddaniem de facto nie ma jej nic do zaproponowania. Gilbert więc stara się skupić na spełnieniu swojego największego marzenia, czyli pisania dla ulubionego motoryzacyjnego magazynu, coś, co porzucił przez nadmierne skupienie się na swoim obiekcie westchnień. I to jest naprawdę sympatyczny wątek, ponieważ postać Gila bardzo zyskuje wtedy, gdy akurat nie poświęca się jej w całości ronieniu łez za flamą. Wpadamy wtedy w dyskusję na temat emocjonalnego zaangażowania w związku – Lynette, gdy już uświadamia sobie, że mogłaby pokochać tego Pasożyta, zaczyna dumać, czy nie wolałaby, by jednak Gilbert rzeczywiście był na każde jej skinienie, bo wtedy mogłaby spędzać z nim każdą chwilę, a nie dzielić je między życie oraz obowiązki. Oczywiście to tylko moment słabości, bo nasza Kupidynka szybko konstatuje, że nie tak powinien wyglądać związek, że jedna strona daje z siebie wszystko, a druga tylko leży i pachnie, więc w finale Gilbert dalej jest ciepły i uczynny, ale też rozgrzewa jajniki swojej ukochanej, będąc spełnionym i szczęśliwym mężczyzną and that’s hot. Ścieżkę Lovecrafta poleca się jako trzecią, ponieważ nawiązuje trochę do głównej olimpijskiej intrygi, co oznacza tyle, iż to pierwszy kawaler w grze, który odkrywa boskie pochodzenie Lynette. Mianowicie wbijając na Olimp magicznym samochodem-transformersem. … Transfomersy mają duże znaczenie w wątku Gila, bo był to pierwszy film, na który poszedł z protagonistką do kina i bardzo je lubi. … Tak, to była moja próba sprzedania wam tego wątku. Nie, nie oczekuję, że mi się uda, to jedna z tych rzeczy, które trzeba zobaczyć, aby uwierzyć, ale it makes sense in context, I swear. W każdym razie, gdy route Gilberta odjeżdża, to odjeżdża na pełnej i to nie tak, że nie ma tu niczego do kochania. Ale jednocześnie typ, jaki Lovecraft reprezentuje i oddanie scenariusza, z jakim się to przedstawia… Nnnno, to nie są moje klimaty i nawet porąbane sceny z wbijaniem Optimusem na Olimp nie wynagradzają mi tego uncanny valley.

4. Raul Aconite
Aya Hirano lubi to

Raul zostaje wciągnięty na listę członków Cupid Corp. przez swoją menadżerkę w obawie, że jego kariera skończy się, nim się na dobre zacznie po uwaleniu pierwszej roli w romansidle. Mianowicie Aconite jest gwiazdą action-flicków – Internet zalewają umizgi fanek nad jego pięknością lica i wielkością bica, jednak jak sam zainteresowany przyznaje, nigdy nie kochał i kochać nie potrafi, co odbija się na jego grze aktorskiej. Cupid Corp. zgadza się więc na gościnne członkostwo w ramach „treningu”, aczkolwiek jako że do Raula reprezentującego typ „a, jakoś to będzie” nie da się dotrzeć, to szybko pokonane konsultantki wrzucają go na listę Pasożytów. Nie pomaga fakt, iż nasza gwiazda jest nie tylko niezainteresowana aktywnym rozwiązywaniem problemu (czy istnieje tu jakiś karierowy plan B?), to jeszcze najchętniej oddałaby się długim dyskusjom na temat mitologii. Raul potrafi każdą rozmowę skierować na tory jego dzikich teorii, co okazuje się mocno niebezpieczne dla Lynette, która naturalnie zna genezę większości mitów, czym niebywale intryguje Aconite’a, bo oto wreszcie pojawiła się godna uwagi interlokutorka. Jednocześnie wzorem rozbestwienia środowisk showbiznesu, i tu nacinamy się na widmo przygodnych znajomości oraz lekkiego podejścia do seksu. Raul uważa większość Sillywood za swoich kumpli, a nocne eskapady za jeden ze sposobów na okazywanie przyjaźni i spędzanie czasu. Lynette początkowo to podejście przeraża i widzi w nim powód, dla którego jej klientowi ciężko się zakochać, bo skoro intymność ma dla niego znaczenie wyłącznie powierzchowne, a łączy się ono przeważnie z miłością, to może jest to problem na poziomie konotacyjnym. Jednakże nim wejdziemy zbyt głęboko w moralizowanie, Raul tłumaczy konsultantce, że nikt tu nikogo nie krzywdzi i nikt nie dorabia do wspólnych nocy jakichś głębszych teorii; ot, dwoje dorosłych chce miło spędzić czas, a rano wracamy do utartego statusu quo. Jak wspomniałam w recenzji, gra podchodzi niezwykle świeżo do tego zagadnienia, nie demonizując ani jednej, ani drugiej strony. Lynette akceptuje podejście aktora i widzi jego zalety, stwierdza po prostu, że to nie dla niej i tyle. Oczywiście nie byłby to romans, gdyby Raul w pewnym momencie nie stwierdził, że jednak chce uprawiać seks tylko z Lynette, ponieważ to ona zaczyna się dla niego liczyć i to z nią chce dzielić wszystko. Jednakże gra nie dorabia do tego morału o zbawiennej sile miłości odwodzącej nas od grzechu rozpusty, to po prostu Aconite wreszcie poznaje kogoś, na kim mu zależy. I tu ścieżka moim zdaniem mogłaby się skończyć lub przynajmniej skupić tylko na tym, but alas, trzeba ją odblokować, a to znaczy, że pewnie dzieją się w niej jakieś fabularne rewelacje, prawda? Cóż, tak i nie, ponieważ o ile dostajemy więcej tła, o tyle i tak stanowi ono raczej podbudowę dla następnych dwóch route’ów, a tu… No tu chyba trzeba było po prostu jakoś skończyć i wyjaśnić parę spraw. Wiecie, dlaczego Raul ma obsesję na punkcie mitologii? Ponieważ tak naprawdę jest reinkarnacją Aleksandra Wielkiego. I nasza cioteczka Minerwa wlała nam do głowy zainteresowanie ludzką kulturą, byśmy zeszły na Ziemię, zakochały się, przez to straciły nasze boskie moce, a ona mogła dorwać się do złotego łuku i strzał, i wystrzelić je w serce swoje oraz Aleksandra, łącząc się dzięki temu na wieki. Teoretycznie nie jest to głupi wątek (no dobra, może jest, ale to jest rom-com, nie musi być poważny), aczkolwiek ścieżka Raula ma taki problem, że zanim dojdziemy do tego niezbyt satysfakcjonującego finału, musimy przejść przez tyyyyyyyyle rzeczy, że o matko. Pomagamy Raulowi w kręceniu, idziemy z nim do łóżka, znowu pomagamy w kręceniu, idziemy do łóżka, idziemy na randkę treningową, potem znowu, zakochujemy się, może jednak nie, jedziemy na wykopaliska, tam wpadamy w ultra długi rozdział z gubieniem się w jaskini, Minerwa wciela swój misterny plan w życie, jednak się zakochujemy, Raul traci pamięć, zostaje Aleksandrem, wielka bitwa, lecimy na Olimp, on też, o boże, o rany, o oesu… Może wydaje wam się, że dzieje się dużo i to super, ale w pewnym momencie zaczęło mi się wydawać, że mielimy non stop te same wątki i gra po prostu nie wie, jak skończyć. Po całkiem dobrym momencie, w którym stoimy o krok od rozwiązania, scenariusz stwierdza „nope!” i wprowadza jeszcze z cztery dodatkowe rozdziały i choć dużo tu komedii, to rozwleczenie jej na tyle czasu antenowego ostatecznie uczyniło z tej ścieżki już totalnie przeżutą gumę do żucia dla oczu.

3. Allan Melville
Hot dog route where

Przeważnie okładki gier otome decydują się albo na umieszczenie na sobie wszystkich amantów, albo wyłącznie poster boya, który w ten czy inny sposób stoi najbliższej kanoniczności. W Cupid Parasite obok Gilberta pręży się też dumnie Allan i po zobaczeniu jego występu w common route tak bardzo mnie ten fakt zaintrygował, że wyrzuciłam przez okno proponowaną kolejność ścieżek (Allan jest ostatni) i dziarskim krokiem ruszyłam zaspokajać ciekawość. Pan Melville to typ podrywacza i do tego na tyle skrzywionego, że proponuje schadzki wyłącznie dziewczynom już zajętym. Po Los York krąży plotka, iż każda kobieta, która odwiedzi sklep z poduszkami rzeczonego delikwenta, rzuca swego ukochanego, ponieważ ten jej już nie zaspokaja. Boże mój, cóż tam się musi dziać! Cóż, jako że to otome, w którym jednak przeważnie chodzi o przeżycie pięknej i idealnej miłości (no chyba że mowa o Diabolik Lovers, to wtedy nie), to i tu wychodzi na to, że nie dzieje się w sumie nic. Okazuje się mianowicie, że Allan jest inkubusem/upadłym aniołem i żywi się snami zakochanych dziewcząt, dlatego zasadza się tylko na pannice w szczęśliwych związkach, serwując im przy tym sny tak nieziemskie, że nie są w stanie myśleć o czymkolwiek innym. Ale to jeszcze nie największy zwrot akcji tej ścieżki, o nie, nie. Allan znajduje się na okładce, ponieważ wielkim szlemem zdobywa tytuł kanonicznego wybranka serca. No więc on i Lynette to para aniołów, która w łatwiejszych czasach dryfowania sobie w olimpijskim limbo kochała się nad życie. Aż do momentu, gdy Jowisz potrzebował kogoś na następstwo zmarłego Kupidyna (odpowiedź na pytanie, czemu aktualna Kupidynka to kobieta) i na sugestię Merkurego niechętnie rozdzielił dwa istnienia. Allanowi tak nie spodobał się ten pomysł, że uciekł z Olimpu i zawiązał pakt z Tartarem, aby otrzymać moc w celu chronienia ukochanej duszki. Bo problem jest tu taki, że Dii Consentes, czyli główna dwunastka bogów Olimpu, żyje wiecznie; tego komfortu nie posiadają niżsi bogowie jak Kupidyn, których życia są ograniczone i dodatkowo osłabiane przez stosowane moce. W momencie rozpoczęcia fabuły, Lynette żyje już dobre setki lat i wielkimi krokami zbliża się do „przeterminowania”. Allan próbuje wyzwolić Kupidynkę spod kontroli Olimpu, głównie próbując skłonić ją do zakochania się w którymś z ludzkich mężczyzn, dzięki czemu ta straci boski status i będzie mogła umrzeć naturalnie jako (szczęśliwy) człowiek. Każda inna ścieżka, w której Lynette zakochuje się w danym kawalerze, stanowi mniej więcej wypadkową prób jej niegdysiejszego przyjaciela, by zmienić ją w śmiertelniczkę. Co ma wyjaśniać teoretycznie uwielbienie Gilberta, ale że każdy inny facet nie dostaje na jej widok aż takiego kociokwiku, to przepraszam, ale nie przekonuje mnie to, ścieżka Gila dalej do bani. Zapytacie może, czemu Allan nie spróbuje sam zawojować serca bohaterki? Cóż, głównie dlatego, że piekło nie może się bratać z niebem, bo odmienne fizjonomie, moce, etc., więc niszczyliby się nawzajem. Poza tym w naszym rozangstowanym kochanku poczucie winy mocno się trzyma, bo jak to tak, że uciekł się do ciemnych sił, by ją ratować, nie zasługuje na nią teraz, ale jednocześnie zrobi dla niej wszystko, znacie te klimaty. Jeżeli lubicie miłość aż po grób, to route Allana na pewno wam się spodoba. Całe jego oddanie jest wygrane wspaniale, czuć to uczucie oraz poetykę przeznaczonych sobie dusz. Poza tym to jedyna ścieżka, która ma dwa dobre zakończenia – raz zostajemy sukkubem i grzeszymy razem z naszym demonicznym kochankiem, a raz niszczymy status quo, stajemy się ludźmi i sielanka. Postawiłabym ten route wyżej w rankingu, gdyby nie podobny problem, co u Raula. Pacing w połowie się cofa prawie do punktu wyjścia, bo oto Allan stwierdza, że zresetuje czas dla Lynette, aby ukryć ją przed Olimpem, więc zaczynamy jakby całkowicie nową historię, gdzie ona nie ma wspomnień, wszyscy się poznają, odnajdują, o rany, i to też wpada tu trochę na zasadzie sztucznego przedłużania. To rozwiązanie (i to u Raula też) zapewne spotka się z uznaniem osób, które lubią dużo zwrotów akcji, ale ja miałam wrażenie, że ktoś stał z linijką odmierzającą długość wszystkich ścieżek i poniewczasie zauważył, że ta jest za krótka w stosunku do innych, więc na szybcika dopisał jeszcze parę arców.

2. Ryuki F. Keisaiin
No jak to nie jest miłość, to ja już nie wiem co.

No więc ja też jestem niezwykle zaskoczona, że tak wysoko w rankingu znalazła się postać stojąca najbliżej archetypu shoty, ale oto jesteśmy. Ryuki jeszcze nie skończył dwudziestki, a już udało mu się otworzyć własny sklep z ubraniami i stworzyć popularną markę. Jednocześnie gryzie go, że połowa tych sukcesów to (w jego mniemaniu) zasługa renomy babci, Prady tego uniwersum. To za sprawą namów jej i siostry młody projektant zapisuje się do Cupid Corp. – miłość ma pomóc mu w odnalezieniu tego brakującego kawałka puzzli, które zmienią go w prawdziwego modowego eksperta. Ścieżka Ryukiego jest naprawdę słodka i refleksyjna, ponieważ to swego rodzaju coming-of-age story, a także opowieść o poznawaniu ludzi, którym na nas zależy i zawiązywaniu zdrowych relacji. Dużą rolę odgrywają tu nieporozumienia na tle rasowym i kulturowym, pragnienie spełnienia oczekiwań ukochanej mentorki i – co najważniejsze – swoich własnych. Szczerze powiedziawszy, to nie ma tu za dużo do pisania, jeżeli chodzi o dramy. Ścieżka Ryukiego to głównie historia samorealizacji i rozwoju, doświadczania nowych uczuć, a także dorastania, tak po ludzku. Tyczy się to tak naszego głównego amanta, jak i Lynette, choć pierwsze skrzypce gra tu Keisaiin i jego problemy. Nie są wydumane, fakt, ale dobra analiza postaci nie jest zła, zwłaszcza oblana takimi ciepłymi uczuciami i fluffem pierwszej wody. Jako że jest to ścieżka proponowana jako pierwsza lub druga, to dla niektórych wadą może być to, że w ogóle nie zahacza o intrygę olimpijską. Mi to nie przeszkadza, bo to cudowna, puchowa historia z odpowiednią dozą osobistych problemów, które doczekują się szczęśliwego rozwiązania and that’s just fine.

1. Shelby Snail
*hyperventilating*

To jest ten moment, w którym przyznaję się, że jestem nudna i czasem naprawdę lubię banał. Ale myślę, że to wiedziałyście już po moim rankingu chłopaków z Amnesii, niczego nie żałuję i za nic nie zamierzam przepraszać, Kent życiem i nałogiem. Shelby podoba mi się głównie z tego względu, że świetnie wygrywa klisze i klimaty, które lubię. Przede wszystkim weakness turns me on, więc kiedy wielki prezes z milionem monet, który może wszystko, dostaje zwiechy i musi wypłakać nam się na ramieniu, moje jajniki tańczą na karnawale w Rio. Ta ścieżka to też przegląd harlekińskich tropów w najlepszym wydaniu and I’m here for it. Shelby jest prezesem Cupid Corp. i robi wszystko, by utrzymać swój status SS – Smokin’ Sexy Stylish… emm, znaczy, Super Succesive, tak sądzę, no w każdym razie musi być we wszystkim najlepszy. Łączy się z tym niezbyt wydumana drama z lat dziecięcych, kiedy to kolega z klasy, który miał więcej pieniędzy od niego, skradł mu tytuł szkolnego prymusa i dał Shelby’emu do zrozumienia, że tylko posiadanie mnóstwa zer na koncie, najlepszych samochodów, wielkiej firmy i wielkich sukcesów we wszystkim skłoni ludzi do zadawania się z nim. Później okazuje się, że jeden zjazd szkolny wystarczy, by odczarować to nieporozumienie, ale nieważne, na razie podrywamy szefa, skupcie się. Dochodzi do tego mianowicie tak, że Shelby ma kolegę, który pracuje w gazecie i który wyświadcza mu iście szatańską przysługę. Przeprowadza z prezesem wywiad, w którym daje do zrozumienia, że Snail jest oddanym i przykładnym mężem, co przedkłada się na wspaniałe wyniki Cupid Corp. Jak nietrudno się domyślić, nasz bohater to kawaler, żadnej żony ni ma, no ale spirala kłamstw już odpaliła na pełnej i trudno z niej wybrnąć. Dochodzimy do momentu, gdy Shelby na gwałt musi wreszcie pokazać szanowną małżonkę światu – i tu wpada Lynette, która wciąż czatuje na swój awans, więc czemu by przy okazji nie wyciągnąć pana prezesa z opresji? Tak zaczyna się ta seksowna komedia pomyłek i serio, gdyby Christian Grey nie był takim creepem, to może mógłby przynajmniej czyścić Shelby’emu buty. Bardzo podoba mi się fakt, że pan prezes jest trochę pierdołą, ponieważ przytłaczają go te wszystkie marketingowe kłamstwa. Nie wie też zupełnie nic o miłości i o tym, jak działają kobiety, więc jego spotkania z Lynette, profesjonalną swatką, są tak cudownie metodyczne i dziwaczne, że o matko. No i podkładający pod niego głos KENN daje tu z siebie wszystko, aż pierwszy raz nie przeklikiwałam dialogów, bo szybciej czytam niż oni mówią. Cała ścieżka to kwintesencja rom-comów i tutaj dla odmiany pacing nie kuleje, chociaż dzieje się tak samo wiele, co u Raula i Allana. Dyskusyjna sprawa małżeństwa Shelby’ego wzbudza zainteresowanie tabloidów, w międzyczasie okazuje się, że papcio Mars znajduje swoje zagubione dziecię i próbuje zniszczyć jej miejsce pracy, otwierając konkurencyjną firmę, a potem nawet mamy ciapkę filmu sensacyjnego, bo nas z Shelbym porywają i musimy się nawzajem uratować, that’s cool. Uwielbiam klisze, w które ktoś umiejętnie tchnął serce, a route monsieur Esse to idealny tego przykład. No i kręcą mnie faceci, którzy na czas spłacają kredyt hipoteczny, co mam wam powiedzieć.

Secret Route
oh my god that is so hot

Nie numeruję sekretnej ścieżki, bo szczerze powiedziawszy, nie wiem, jak mam ją ocenić. Sporo osób uważa ją za najsłodszy route CupiPara i jestem w stanie to zrozumieć, ponieważ Jowisz (bo to on jest ostatnim wybrankiem!) jest przeuroczy. Myślałyście, że Shelby to pierdoła? Poczekajcie na Jowisza! Co prawda nie czuję jego romansu z Lynette, z czego wynika zapewne mój brak jednoznacznej oceny jego historii, ale o rany, jego osobisty wątek i refleksje rozgrzewają nawet moje kamienne serce. Niezaskakująco ścieżka Jowisza to także answer route, w którym dostajemy cały pogląd na intrygę olimpijską. Jakiś czas temu zawieruszyła się mianowicie Junona, więc ktoś musi zająć jej miejsce. Jowisz od dłuższej chwili przygląda się z zaciekawieniem Lynette, jednocześnie też czując wyrzuty sumienia przez rozdzielenie jej i Allana, wiedząc dobrze, że tym samym podpisuje na nią wyrok śmierci. Dlatego też władca Olimpu czym prędzej pragnie obsadzić ją na miejscu jednej z Dii Consentes, aby podarować jej wieczne życie bogini. W tym celu wysyła ją na Ziemię, by tam poznała ludzkie zwyczaje (Jowisz uważa boskie prawa za zastane i wyzute z bardziej osobistego podejścia) oraz aby chronić ją przed mackami Zeusa. No więc w tej grze Jowisz i Zeus są braćmi, z czego Zeus jest bardziej przebojowy i skłonny do okrucieństwa – na tyle, że reszta Dii Consentes zdecydowała się zamknąć go w Hadesie. Jednakże zniknięcie Junony osłabiło pieczęć na więzieniu niesfornego boga; posiada on też na tyle mocy, by wiedzieć o planach brata co do Kupidynki, więc stara się zgładzić dziewczynę, nim ta zajmie miejsce opiekunki małżeństw. Ścieżka polega więc na chronieniu Lynette oraz grze na czas, a jednocześnie – i to jest moim zdaniem ciekawsze – na rozliczeniu się z przeszłością przez Jowisza, który nie tylko wszystkiego się boi, to jeszcze poza renomą najwyższego z bogów, nie posiada (pozornie) żadnej zalety godnej przywódcy. Nasz miłosiernie panujący pan i władca cierpi na przepotężny imposter syndrome, ale tak naprawdę kawał z niego zaangażowanego w szczęście innych faceta i chociaż nawet klimatyzacja w pracy to strachy na lachy dla nieobytego… w sumie w czymkolwiek boga, to niczym lew ruszy się cię ratować i odkupić swoje winy. Answer route’y są zawsze super albo przynajmniej interesujące, bo w końcu otrzymujemy rozwiązanie intrygi; tutaj dorzucają nam jeszcze świetny rozwój charakteru Jowisza. Szkoda tylko, że trudno mi uwierzyć w te romantyczne relacje między nim a Lynette, skoro przez trzy czwarte gry był przedstawiany jako jej nieosiągalny szef i trochę-ojciec.

I tym samym dobiłyśmy do końca przeglądu ścieżek z CupiPara. Dziś bez lasowania mózgu i osiągania katharsis, ponieważ gra była za dobra, by mieć wiadro pełne pomyj do wylania, ale mimo wszystko mam nadzieję, że wam się podobało <3 Do zobaczenia już niedługo w następnej recenzji i rankingu, we’re on a roll, baby!

Komentarze

  1. "z czego Zeus jest bardziej przebojowy i skłonny do okrucieństwa" - omg, lore accurate przedstawienie Zeusa, brakuje tylko brania w obroty wszystkiego, co nie ucieknie na drzewo i co ucieknie też

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WELL ABOUT THAT
      O czym nie wspomniałam, a pojawia się w Cupid Parasite, to o tym, że zwłaszcza na ścieżce Raula Lynette mówi, co - z jej perspektywy - jest prawdą, a co nie, jeżeli chodzi o mity. I na przykład bardzo dziwią ją historie o jurnym Zeusie (bo na CupiParowym Olimpie zasada jest taka, że rzymski i grecki odpowiednik to ta sama osoba), ponieważ Jowisz-sama jest taaaaaaki ułożony i z klasą. W finale już wiemy, o co cho ;)

      Usuń
  2. Okej, muszę oddać sprawiedliwość - w Twoich opisach te ścieżki brzmią lepiej, niż wynikałoby z ogólnego założenia gry. Ta Gilberta nadal wygląda nieco creepy, ale nie aż tak strasznie, jak mogłoby być (ostatnio robiłam dla Shield podsumowanie route'ów do ML, bo odpadła na Vladimirze i oh, boy, już zdążyłam zapomnieć, jaki to był w większości festiwal patologii). Najsympatyczniej brzmi tu chyba Shelby - nie wiem, czy bym grała, bo jak Ci ostatnio pisałam, to nie moje klimaty, ale czytało się wspaniale jak zwykle!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że gdyby CupiPara chciało być melodramatem, a nie rom-comem, to wtedy pewnie ten scenariusz dawałby powody do wyrywania sobie włosów z głowy. Ale nope, wady zostało tutaj przeciągnięte przez magiel komedii, po czym okazuje się, że stanowią podbudowę pod cały problem bedący sensownym raison d'etre danej postaci. Gdyby wyłączyć mózg zupełnie, to myślę, że nawet ścieżka Gilberta nie doprowadzałaby do uniesienia brwi, aczkolwiek nawet pomimo tego, że nie posiadam takich doświadczeń, to po prostu mnie ta postać męczyła i potrafiła być w swoich najgorszych momentach totalnie do przeklikania byle szybko. Co jest ciekawe w zestawieniu z Allanem, ponieważ w fandomie sporo graczek spisało go na straty po pierwszym wrażeniu z części wspólnej, gdy facet nie przejawia żadnej pozytywnej cechy, chce tylko zaliczać (podobno) zajęte laski. Jeżeli widziałaś w życiu więcej niż ze dwa dzieła kultury na krzyż, to wiesz, że stoi za tym jakiś głębszy wątek, do zobaczenia w ścieżce, gdy będziemy to odkrywać i whoo boy, ależ odkrywamy, bo nie ma chyba większego dysonansu niż zachowanie Allana w common route a jego zachowanie już w jego rozdziale. I ja też niespecjalnie lubię archetyp podrywacza w dating simach, a mimo wszystko tutaj ta zajawka zaintrygowała mnie bardziej i odkupiła mi to pierwsze wrażenie. Gilbert... Gilbert odrzucił mnie na wstępie, a potem zrobił niewiele, by to poczucie odczarować, nawet jeśli muszę przyznać, że też jest tu trochę więcej niż samo płaszczenie się przed heroiną. Z punktu widzenia klecenia romansów i może japońskich trendów takie coś może się podobać - no mi niekoniecznie, jak widać.
      Dziękuję bardzo, za mam nadzieję niedługo wleci następna recenzja <3

      Usuń

Prześlij komentarz