Życie Anastasii Lynzel przypomina bajkę… Tylko taką sprzed happy endu. Gdy ojciec pobiera się ponownie, pech chce, że jego ponowną wybranką zostaje księżna Evelina, młodsza siostra króla Historici. Piękności i gracji macochy dorównuje wyłącznie jej okrucieństwo, w wyniku którego Anastasia zostaje zamknięta w swoim pokoju na długie lata, a większość kontaktu z drugim człowiekiem wypełnia wysłuchiwanie tyrad przybranej matki o tym, czemu istnienie dziewczyny to istne marnotrawstwo powietrza. Jednak nawet i Kopciuszek w końcu poszedł na bal i naszą bohaterkę z opresji ratuje książę Lucien, jej niegdysiejszy przyjaciel z piaskownicy. Zabiera dziewczynę do zamku, by tam wreszcie użyła trochę życia – i wydaje się, że uda jej się to na sto dwa, ponieważ nieoczekiwanie o rękę prosi ją Conrad, najstarszy syn króla i następca tronu. Anastasia ma swoją dumę, bo choć cieszy ją zainteresowanie kogoś tak wysoko postawionego i cieszącego się uznaniem poddanych, to pozbawiona edukacji panienka chce najpierw nadrobić braki, aby móc godnie zasiąść obok męża na tronie. Jednak w ciągu nauki, która daje też wgląd w interesy królestwa, Lynzel dopatruje się szwindlu… I to takiego, za którego sznurki musi pociągać ktoś z zamku. Szybko okazuje się, że Conrad w niedoszłej małżonce znalazł kozła ofiarnego dla własnych machlojek, w wyniku czego posyła ją prosto na stos. W sercu płonącego piekła pełna nienawiści do samej siebie Anastasia rozmyśla nad swoją nieudolnością. Wtem w jej głowie rozlega się głos: „czy chcesz się zemścić”? „Czy chcesz odpłacić pięknym za nadobne tym wszystkim, którzy cię skrzywdzili”? Anastasia bez wahania odpowiada, że owszem, chce – ale najbardziej chce się zemścić na sobie, która czekała biernie na ratunek, zamiast walczyć o swoje. Jej gorące wyznanie sprawia, że dziewczyna trafia do swego rodzaju czyśćca, gdzie spotyka Rune’a, dziwnego chłopca o magicznej mocy. Nie przypadkiem Anastasia spotkała swój koniec na stosie – w Histerice grasują wiedźmy w takiej (rzekomo) liczbie, że inkwizytorzy nie wiedzą w co ręce włożyć. Jednak na tysiące nieprawdziwych oskarżeń, chociaż jeden strzał musi być trafiony, tak więc Rune proponuje niedoszłej nieboszczce układ. Podaruje jej moc reinkarnacji, aby mogła doprowadzić Conrada oraz Evelinę przed oblicze sprawiedliwości; jednocześnie jednak chłopak chce, aby zbadała też sprawę Wiedźmy Zniszczenia, która najprawdopodobniej powiązana jest z każdą tragedią trawiącą królestwo, w tym z knowaniami następcy tronu. Tak zaczyna się dramatyczna walka o prawdę, podczas której Anastasia przysięga, że już nigdy nie porzuci szacunku do samej siebie.
Whoo boy, to było długie wprowadzenie, co? Pomimo tego even if TEMPEST jest znacznie krótsze niż typowe wysokobudżetowe otome – a to oznacza, że w swej zwartej formie trzyma się kilku wytycznych, które są niezwykle ważne dla fabuły. Historię interesują tu rzeczy trzy: niezwykle inspirujące próby Anastasii w zbudowaniu takiej wersji siebie, z której byłaby dumna; cienie spowijające rodzinę królewską oraz toczone przez nią gierki polityczne; i w końcu poczynania Wiedźmy Zniszczenia i jak mają się one do reszty wydarzeń zachodzących w kraju. Wszystko jest ze sobą połączone, co przedkłada się także na niestandardową konstrukcję gry. Kolejność ścieżek w większości narzucono z góry, co oznacza, że mamy tu do czynienia z rozwijającą się jedną historią, zamiast opowiadania nowej na rzecz każdego amanta i zapominania o tym, co działo się w innych. Ten ciekawy zabieg sprawia, że naprawdę trudno oderwać się od ekranu, gdy fabuła ruszy z kopyta, na co nie trzeba zresztą długo czekać, ponieważ EIT napisano z werwą japońskich trainwrecków. Znajdzie się w tej grze trochę tego psychodelicznego klimatu najsławniejszych piosenek Vocaloidów i osławionych VN-ek, o których słyszał każdy, kto umoczył głębiej nogę w oceanie wschodniej popkultury we wczesnych latach dwutysięcznych, a że kontrowersja dobrze przykuwa uwagę, to wy już wiecie co. Nie oznacza to jednak, iż poza tanią sensacją EIT nie ma sobą nic do zaoferowania. Owszem, czasem komuś odwali i wpadniesz na wyjątkowo siermiężny bad end na końcu noża, czasem zje cię potwór, a każda zbrodnia jest tu wyjątkowo krwawa (choć bez pokazywania szczegółów, za to są OPISY), ale to naprawdę nie jest główna atrakcja tej gry, więc jeżeli kogoś martwi, czy da radę, to raczej da. To nie horror, a mroczne fantasy, które lubi zaznaczyć, że bawimy się trochę dojrzalej, a stawki są wysokie.
Co za to nie jest atrakcją EIT, a po opisie gry chciałam, żeby było, to polowanie na czarownice. Do standardowego w gatunku czytania dorzucono jeszcze przypominające mechanikę Ace Attorney procesy i choć pomysł brzmi świetnie na papierze, to w praktyce wychodzi tak sobie. Co jakiś czas wiedźma wybierze sobie osobę, która popełni w jej imieniu zbrodnię; żeby nie było za łatwo, czarownica dorzuca do puli kilku podejrzanych, by potem w magicznym sądzie gawiedź głosowała, kto zabił. Czasami staniemy na ławie oskarżonych, czasami wśród oskarżycieli, ale proces wygląda podobnie. Na początek musimy przeprowadzić śledztwo odnośnie domniemanych winowajców. Nie da się zaliczyć każdego tropu, a gra rzadko kiedy daje wystarczająco dużo poszlak, by wiedzieć, gdzie warto pójść, a co sobie odpuścić. W wyniku w decydującej chwili może zabraknąć nam potrzebnego dowodu, by wskazać odpowiednią osobę i trzeba zacząć proces od nowa. Nie wiem też, czy to kwestia tłumaczenia, czy scenariusz został specjalnie tak rozpisany, by nie podsuwać łatwej odpowiedzi, ale często trudno stwierdzić, o co gra tak naprawdę pyta i co masz przedstawić ławie przysięgłych. Dodatkowo na każdy proces składa się naprawdę długa lista dowodów, więc prawdopodobieństwo pomyłki jest tu równie spore, co oczywiście przeważnie kończy się malowniczym „game over”. Smuci mnie, jak ostatecznie wypadł ten element gameplayu, ponieważ uwielbiam serię Ace Attorney, na której niewątpliwie się twórcy tutaj wzorowali, ale niestety wprowadzono go na tyle pokracznie, że frustruje zamiast bawić.
Graficznie EIT to wysokobudżetowe otome, co widać na pierwszy rzut oka. Mnogość CG, piękne sprajty i tła, a także śliczny interfejs, czyli norma poziomu, do którego przyzwyczaiła nas śmietanka gatunku. Pod tym względem nie ma się tu do czego przyczepić, więc poszukiwaczki nowych tapet powinny być zachwycone. Muzykę charakteryzują tu głównie pompatyczne, orkiestrowe kawałki, które idealnie nakreślają wysokość stawki, o jaką gra Anastasia. Sceny lżejsze odpowiednio ubarwiają utwory wolniejsze i weselsze, więc nie toniemy jedynie w patetycznych chórkach. Aktorzy głosowi dali z siebie wszystko, a największa pochwała należy się chyba Noriakiemu Sugiyamie podkładającemu Tyrila. Rzadko się go słyszy w otome, a tu wypadł naprawdę świetnie, zwłaszcza że trafiła mu się jedna z najciekawszych ról do zagrania. Drugim aktorem zasługującym na uznanie jest jak zawsze elastyczny Tetsuya Kakihara jako Wiedźma Zniszczenia. To jednocześnie przerażająca i ironicznie zabawna postać, co Kakiharze udało się oddać perfekcyjnie. Kończąc dywagacje o stanie technicznym EIT, należy wspomnieć o tym, że gra działa dość niestabilnie na Switchu. Mnie wyrzuciła do systemu raz, ale sądząc po wypowiedziach na forach, wszystko zależy od szczęścia – spora liczba osób wspomina o częstych restartach gry nawet po patchach. Trudno powiedzieć, czy studio Voltage pochyli się jeszcze nad tym problemem; może gdy uporają się z premierą fandiska?
even if TEMPEST to wysokobudżetowy debiut Voltage, które do tej pory utrzymywało się raczej z mobilnych gier otome. Szczerze powiedziawszy, mogliby wkroczyć do mainstreamu na stałe, ponieważ ich tytułowi nic nie umniejsza na tle tytanów Otomate, ba! To Voltage wyciągnęło parę asów z rękawa, które moim zdaniem odświeżyło gatunek. Zwarta historia, bajeczna obsada bohaterów, dużo emocji i choć ostatecznie letnia, ale mimo wszystko ambitna próba urozmaicenia gameplayu absolutnie mnie kupiły i teraz z wypiekami na twarzy czekam na październikową premierę Dawning Connections, kontynuacji EIT. Jeżeli macie ochotę na odrobinę straszniejsze i mniej cukierkowe romanse, to z całego serca polecam inspirującą przygodę Anastasii. Oby więcej takich bohaterek.
Fajnie | Niefajnie |
---|---|
+ gdy dorosnę, chcę być jak Anastasia; | - procesy opierają się głównie na szczęściu i dokładności poradnika, który znalazłaś w internecie; |
+ wciągająca i ekscytująca fabuła; | - potrafi wywalić się do Windowsa. |
+ czarujący bohaterowie; | |
+ świetna grafika i muzyka; | |
+ fantastyczny voice-acting, zwłaszcza Noriaki Sugiyama i Tetsuya Kakihara. |
even if TEMPEST
Producent i wydawca: Voltage
Rok wydania: 2022
Platforma: Nintendo Switch
Ej, Ciaro, ale serio, kiedy jakaś kiepska gra :P
OdpowiedzUsuńPoczekam jeszcze na ścieżki, ale z Twojego opisu wynika, że w sumie ta gra nie musiałaby nawet mieć romansów, bo sam wątek Anastasii jest bardzo ciekawy i akcja wybroniłaby się jako przygodówka (porównajmy to chociażby z Sukretą, która gdyby nie miała w życiu WSów - i Tracza - to zasadniczo niczego by nie miała).
"w pałacowych lochach posiada cały przegląd przemyślnych narzędzi tortur i nie zawaha się ich użyć z uśmiechem na twarzy (komu żelazną dziewicę, komu, bo idę do domu!). To też diabelnie inteligentny mężczyzna ze swoimi tajemnicami oraz najlepsza postać tej gry." - będziesz to musiała dobrze uzasadnić, moja droga :D
Ja też mam prawo do szczęścia w życiu :D Ale spokojnie, pierwsza się dowiesz, gdy trafię na jakiś wyjątkowo ciężkostrawny paździerz ;)
UsuńMotyw przewodni walki o poczucie wartości jest świetny i prominentny, aczkolwiek ze względu na krótkość i treściwość gry, relacje z postaciami są mocno rozbudowane, więc choć Anastasia sama daje czadu, to też ta współpraca i otwieranie się na innych są bardzo ważne. Gra przeprowadza nas przez route każdego pana, bo każdy z nich ma inne dojścia na dwór królewski, które bohaterka może wykorzystać. I tak, tutaj utrzymano to w pozytywnych klimatach, ALE gdyby zrobić z tego spacer po trupach do celu, to też mogłoby być ciekawie. Zwłaszcza z taką silną protagonistką.
Challenge accepted ;)