Magical girls I literatura?! Czy to już święta?! Recenzja This Way Madness Lies

 
Członkinie Kółka Teatralnego Stratford-Upon-Avon wkraczają do akcji! Romeo zgubił swoją Julię? Spodek zapomniał się obudzić? Hamletowi uporczywe potwory przerywają monolog? Nic się nie martw, bo oto chwackie nastolatki, zapalone fanki Szekspira i magiczne dziewoje w jednym, ruszają z pomocą! Szczęśliwie zadanie pokrywa się tu z zainteresowaniami; ich rejon działań to osobny wymiar, w którym sztuki angielskiego wieszcza dzieją się naprawdę. Od czasu do czasu jednak frywolne monstra i ciemne moce dają o sobie znać przez wykolejanie scenariusza, a tego nasze bohaterki nie przepuszczą! Ostatnio jednak incydenty się mnożą i przybierają na sile do tego stopnia, że zaczynają zachodzić także na Ziemi. Wiedzione przeczuciem, iż musi się tu kryć jakaś grubsza intryga, aspirujące aktorki biorą się do dzieła! Czy uda się odratować świat? I poskładać akty do kupy? Czy czwarta ściana to przetrwa?! This Way Madness Lies, więc nie wiadomo, ale przynajmniej co to będzie za przygoda! 


Dopiero przy zbieraniu informacji do recenzji uświadomiłam sobie, że za tę turową pigułkę osadzoną w szekspirowskich klimatach odpowiada Zeboyd Digital Entertainment – autorzy m.in. śmiechowego i porąbanego Cthulhu Saves the World. Wszystko jakby wtedy nabrało sensu, ponieważ This Way Madness Lies także po brzegi wypełniono absurdalnym humorem, a w konstrukcji jest bardzo podobne do poprzednich tytułów studia. Opowieść o zakochanych w Szekspirze mahou shoujo to turowe RPG. Do naszej dyspozycji oddano Imogen i jej koleżanki, z czego wzorem protoplastek takich jak Sailor Moon każda posiada inne umiejętności i specjalizacje. Nie licząc podziału na żywioły, dziewczyny pełnią także określone role: Beatrice potrafi nakładać debuffy, Viola jest nastawiona na obrażenia fizyczne, Rosalind z kolei to magiczny DPS pełną gębą, itd. I chociaż This Way Madness Lies to miniaturka, imponuje głębia systemu. Nie jest to może poziom stu-godzinnych tytanów gatunku, ale mechaniki są na tyle przemyślane, że nie ograniczają się jedynie do ciśnięcia guziora. Każdej magini przypisujemy kilka technik; jeżeli opis nie traktuje inaczej, czary rzucamy jednorazowo, aż do momentu wyczerpania się całej puli, po czym trzeba pozwolić bohaterce odpocząć, aby mogła powtórzyć wybraną komendę. Do tego dochodzi tryb Hyper. W miarę upływu tur dziewczyny zbierają punkty, aż wpadają w status, który umożliwia każdemu zaklęciu albo poszerzyć swoje działanie, albo całkowicie je zmienić. Oczywiście są też techniki grupowe posiadające osobny współczynnik mocy rosnący wraz z liczbą wykonanych akcji, a także przedmioty do wykorzystania. Pomimo faktu, że TWML można skończyć w dwa lub trzy wieczory, gameplay jest nieźle przemyślany i daje pole do popisu do tego stopnia, że twórcy dorzucili nawet New Game+ w ramach piaskownicy do zabawy. Jedyny minus tego elementu rozgrywki to fakt, że gra przez większość czasu wymusza wygląd party. Nie przeszkadzało mi to na początku, gdy dopiero poznawałam bohaterki i ich umiejętności, ale gdy już przeszłam przez cały roster i dobrze wiedziałam, kto mi nie pasuje albo kogo muszę wziąć, żeby osiągnąć dobry balans, TWML uszczęśliwiało mnie na siłę ekipą złożoną z trzech supportów i jednego jack-of-all-trades. Gra nie jest trudna, o ile nie wyłączycie mózgu, ale dopiero pod koniec otrzymujemy pełną dowolność, jeżeli chodzi o drużynę i to trochę boli. 


Fabuła to festiwal absurdu i trudno cokolwiek treściwego o niej powiedzieć. Bohaterki notorycznie zwracają się do gracza o pomoc w związku z pytaniami na temat dzieł Szekspira (nie martwcie się, na nic to nie wpływa, więc możecie nie wiedzieć) i ponaglają go, aby dokończył ich przygodę, nim zasiądzie do następnej super-hiper-nowej premiery czekającej w kolejce (Joryu, już witam się z gąską, już pukam do twych drzwi). Nauczycielki od angielskiego ciągle nie ma, z coraz to bardziej porąbanych powodów. Potwory stające naprzeciw naszym heroinom to popkulturalne parodie i nawiązania. Gra trwa jakieś siedem godzin, co chwila odwiedzamy nową lokację, w której musimy wyprostować scenariusz i za każdym razem (nie)obowiązkowo oglądamy scenę transformacji (tak, to był mój ulubiony moment). W międzyczasie dzieje się jakiś konkurs kółek teatralnych, Imogen kupuje zwierzątko w sklepie zoologicznym (ja wybrałam jednorożca), jeden z szekspirowskich światów zostaje zniszczony, wymiary się zakrzywiają… No dzieje się tu od groma i nigdy na poważnie, z wystarczającą dozą uroku, żeby nie wprawiło w zażenowanie. Bohaterki nie są do końca stereotypami, choć widać, że reprezentują różne „smaki”, ale ich dialogi podszyte samoświadomością zręcznie zjednują sobie widza. Próżno szukać tu rozwoju charakteru czy rozwiniętych arców – to po prostu miła, szalona miniaturka, która nie próbuje udawać czegoś, czym nie jest. 


Jeżeli chodzi o prezentację, to gra nie kryje się z byciem gloryfikowanym wytworem RPG Maker. Przemierzymy proste, acz rozległe labirynty w drodze do następnego bossa. Towarzysząca im sceneria zmienia się w zależności od sztuki, do której trafiamy; czasem nawet uda nam się rozwiązać jakąś prostą zagadkę, aby otworzyć sobie przejście dalej. W swej kategorii lokacje prezentują się solidnie i kończą się akurat w takim momencie, aby nie znużyć ograniczeniami silnika. Gdzie This Way Madness Lies błyszczy, to animacje podczas walki. Przepiękne pikselowe portrety i modele bohaterek cieszą oko przy każdym zaklęciu, fantastycznie wygląda także sama transformacja. Świetnie przedstawiają się również zróżnicowane projekty potworów. Jeśli o nich mowa, to nie ma w tej grze losowych walk – wszystkich przeciwników widać na mapie, więc jeśli męczą nas przerywające eksplorację starcia, to przy odrobinie zręczności da się niemilców wyminąć. Gdzie też twórcy poszli na całość, to udźwiękowienie. Gra nie oferuje pełnego dubbingu, ale dziewczęta rzucają one-linerami (i sucharami) podczas rzucania zaklęć, a ścieżkę dźwiękową wypełniają śpiewane numery (!). Wszystko po to, by zapewne utrzymać całość w campowych klimatach kina mahou shoujo, co ode mnie uzyskuje uśmiechnięte słoneczko i dwa kciuki w górę. 


This Way Madness Lies
to dobry odpoczynek od wielkich tytułów na tysiące godzin, kiedy akurat korci nas, by zagrać w jakąś turówkę, ale bez chęci tracenia na nią życia przez kolejny miesiąc. Skomplikowana na tyle, by stanowić jakieś wyzwanie, jednak też wystarczająco przystępna, aby dać mózgowi odpocząć. Wszystko to skąpano w oparach przyjemnego absurdu i opatulono kołderką z ciekawego kierunku artystycznego, co składa się na nowalijkę posiadającą za sobą coś więcej niż tylko gimmick. No i są magiczne dziewoje, chciałam w to zagrać od momentu zobaczenia trailera, co wam tu będę ściemniać. 

Fajnie Niefajnie
+ przemyślany system walki; - za często wymusza dobór drużyny.
+ porąbana samoświadoma historia, która nie stara się za bardzo;
+ graficznie i muzycznie palce lizać;
+ dorzuca cegiełkę do nurtu, którego JEST ZDECYDOWANIE ZA MAŁO W GIERECZKACH HALO, czyli mahou shoujo!

This Way Madness Lies
Rok wydania: 2023
Producent i wydawca: Zeboyd Digital Entertainment LLC
Platforma: Steam/Nintendo Switch/PS5

Komentarze